Na kolejny występ biało-czerwonych na mistrzostwach świata nie trzeba było już długo czekać. Po czterech latach od niezbyt udanego powrotu na salony Polacy ponownie zameldowali się w elicie. Po zwycięskich eliminacjach i dobrym losowaniu grup turnieju finałowego nad Wisłą spodziewano się lepszego występu niż w Korei Płd. i Japonii. Niestety, nic takiego nie nastąpiło. Znów przyszło nam przełknąć gorzką pigułkę.
A – jak Amica Wronki. Były zespół prowadzony przez ówczesnego selekcjonera Pawła Janasa i zarazem ulubione miejsce zgrupowań kadry w tamtym czasie. Obiekty wielkopolskiego klubu należały do najlepszych w kraju. Nic więc dziwnego, że lubiący polowania, ale też ciszę i spokój Janas czuł się pośród gęstych lasów jak myśliwy czyhający na zwierzynę.
B – jak Berlin. Taką właśnie nazwę nosiła sala jadalna w hotelu w Barsinghausen, gdzie reprezentacja Polski stacjonowała podczas MŚ 2006. Nazwa „Berlin” miała przypominać kadrowiczom – tak, tak, to nie pomyłka – o miejscu, w którym rozgrywany będzie finał mundialu.
W niemieckim Barsinghausen reprezentacja Polski przygotowywała się do meczów podczas mistrzostw świata 2006.
C – jak czerwona kartka. Kartonik tego koloru, po obejrzeniu dwóch żółtych, otrzymał w drugim grupowym starciu – z Niemcami – Radosław Sobolewski. Grający w osłabieniu biało-czerwoni bronili się dzielnie, ale ostatecznie przegrali 0:1.
D – jak Deister. U stóp tej góry niedaleko Hanoweru Polacy przygotowywali się do kolejnych meczów MŚ. To właśnie tam mieli nabierać świeżości, ale... nie do końca im się to udało. Niektórzy z naszych piłkarzy mogli poczuć małe déjà vu. 4 lata wcześniej reprezentacja gościła w tym samym ośrodku przed mundialem w Korei Płd. i Japonii.
E – jak eliminacje. Te Polacy przeszli jak burza. Na dziesięć spotkań biało-czerwoni wygrali osiem. Dwukrotnie pokonywali Irlandię Północną, Austrię, Walię i Azerbejdżan. Ponieśli dwie porażki – z Anglią. W grupie eliminacyjnej zajęli drugie miejsce.
Artur Boruc dwukrotnie musiał wyciągać piłkę z bramki w meczu z Ekwadorem.
F – jak falstart. Trudno inaczej określić start Polaków na MŚ w Niemczech. Ekwador zaskoczył pewnych swego biało-czerwonych. Miało być inaczej niż 4 lata wcześniej, a wyszło... identycznie. Ekwadorczyków ograliśmy kilka miesięcy wcześniej 3:0 w towarzyskiej potyczce w Barcelonie. Ten ważniejszy mecz – na mundialu – już przegraliśmy 0:2.
G – jak gospodarze. Polscy piłkarze już wcześniej nie mieli szczęścia do gospodarzy turniejów. Można mówić o swoistej klątwie. Przed MŚ w Niemczech trzykrotnie graliśmy z gospodarzami i... każde z tych starć kończyliśmy na tarczy. W 1974 roku z RFN-em, w 1978 z Argentyną, w 2002 z Koreą Płd. Czwarta próba – z Niemcami – także okazała się pechowa.
H – jak honor. To słowo wryło się już chyba na stałe w pamięć polskich kibiców. To właśnie słynna trójpolówka meczów – otwarcia, o wszystko i o honor – była przerabiana 4 lata wcześniej w Korei Płd. i Japonii. Niestety, w dalszej przyszłości grę o honor polscy piłkarze opanowali do perfekcji.
I – jak indolencja strzelecka. Statystyki naszych napastników na niemieckim mundialu, delikatnie mówiąc, nie zachwycały. Ba! Były po prostu tragiczne. W trzech meczach żaden z napastników nie trafił do bramki przeciwnika. Nasi snajperzy zatracili skuteczność z eliminacji, w których zdobyli aż 27 bramek.
J – jak Janas Paweł. Ówczesny selekcjoner dał nowe tchnienie drużynie narodowej po niepowodzeniu Zbigniewa Bońka w roli szkoleniowca. Powierzona Janasowi misja ratowania reprezentacji zakończyła się sukcesem. Do mistrzostw Europy awansować jeszcze się nie udało. Na mundial już tak. Po czterech latach Polska znów zagościła na mistrzostwach świata. Jak się potem miało okazać, Janas był ostatnim – na długie 12 lat – selekcjonerem, pod wodzą którego biało-czerwoni zagrali na światowym czempionacie. Kolejnym był Adam Nawałka.
– Dlaczego? – zdaje się pytać niebiosa selekcjoner Paweł Janas.
K – jak koszyk. Polacy przed losowaniem fazy grupowej MŚ 2006 znaleźli się w dobrym – jak na tamten czas – trzecim koszyku. O takim podziale zdecydowała średnia pozycja w rankingu FIFA z ostatnich trzech lat i wyniki osiągane na dwóch poprzednich MŚ.
L – jak lewoskrzydłowy. Jacek Krzynówek, bo o nim mowa, był jedną z najważniejszych postaci reprezentacji w pierwszej dekadzie XXI wieku. Zawodnik, który w Polsce grał w mało znaczących klubach, wyruszył w świat w 1999 roku z GKS-u Bełchatów. Karierę zrobił na niemieckich boiskach. Najlepsze lata spędził w Norymberdze i Bayerze Leverkusen, imponował w Lidze Mistrzów i drużynie narodowej. W biało-czerwonych barwach wystąpił w sumie 96 razy. Mundial w Niemczech był jego drugim i zarazem ostatnim. Karierę reprezentacyjną zakończył w 2009 roku.
Ł – łatwa grupa. Tak w opinii wielu ekspertów prezentowała się polska grupa A na mundialu w Niemczech. Najtrudniejszym przeciwnikiem byli gospodarze. Za mecze z Ekwadorem i Kostaryką wielu z góry dopisywało biało-czerwonym 6 punktów. Piłkarze chyba zbytnio uwierzyli w swoje umiejętności i przewidywania fachowców, bo wywalczyli zaledwie 3 oczka – tak na otarcie łez.
Po ceremonii losowania grup MŚ 2006 wielu ekspertów twierdziło, że Polacy trafili do łatwej grupy. W ich opinii, biało-czerwoni mieli awansować do dalszych gier z drugiego miejsca. Czas pokazał, jak srodze się mylili...
M – jak marzenia. W latach największych sukcesów polskiej reprezentacji kibice marzyli o medalach. W kraju zastanawiano się, z jakimi krążkami na szyi wrócą biało-czerwoni. Piłkarze potrafili spełnić marzenia swoich fanów. Z biegiem lat, wobec absencji naszej drużyny na wielkich imprezach, marzenia się mocno zmieniały. Teraz wszyscy modlili się o wyjście z grupy. Skończyło się... na marzeniach.
N – jak Neuville (Oliver) oraz Niemcy. To właśnie rezerwowy napastnik reprezentacji Niemiec pozbawił polskich piłkarzy i kibiców marzeń o wyjściu z grupy w 2006 roku. Wprowadzony na boisko w drugiej połowie Neuville zadał decydujący cios, po którym kapitalnie broniący Artur Boruc musiał wyciągać piłkę z siatki. Polacy przegrali z Niemcami 0:1.
Syn i ojciec, czyli Euzebiusz i Włodzimierz Smolarek.
O – jak ojciec i syn. Mowa oczywiście o Włodzimierzu i Euzebiuszu Smolarkach. To jedyny taki przypadek w historii polskiego futbolu, w którym syn poszedł w ślady ojca i reprezentował nasz kraj na mistrzostwach świata. Nieżyjący już Smolarek senior wystąpił na mundialach w 1982 i 1986 roku. Popularnemu Ebiemu ta sztuka udała się tylko raz – właśnie w 2006 roku.
P – jak premier. Kazimierz Marcinkiewicz – ówczesny szef rządu polskiego – udał się z gospodarską wizytą do szatni naszych piłkarzy przed pierwszym meczem turnieju z Ekwadorem. Wzorem pierwszych sekretarzy z czasów Polski Ludowej chciał dodać otuchy kadrowiczom i życzyć powodzenia. Szczęścia jednak nie przyniósł.
Premier Kazimierz Marcinkiewicz na meczu Polska – Ekwador.
R – jak rezerwowy. Bartosz Bosacki, bo o nim tu mowa, trafił do kadry na mundial z listy rezerwowej. Przed turniejem okazało się bowiem, że z powodu problemów kardiologicznych zdolny do gry nie będzie Damian Gorawski. Jak się miało okazać, obrońca Lecha Poznań zdobył dwie bramki w wygranym starciu z Kostaryką. Były to zarazem jedyne gole naszej drużyny w niemieckim mundialu.
S – jak szok. Taki na pewno przeżyli nie tylko kibice oraz dziennikarze, ale i sami piłkarze. Paweł Janas, ogłaszając w świetle kamer telewizyjnych kadrę na mundial, postanowił zszokować wszystkich, łącznie ze swoimi współpracownikami. Do Niemiec selekcjoner nie zabrał bohatera eliminacji i czołowego strzelca Tomasza Frankowskiego, pewniaka w bramce Jerzego Dudka oraz obrońców Tomasza Rząsy i Tomasza Kłosa. Wszyscy obejrzeli mundial... w roli telewizyjnych ekspertów.
Przekaz kibiców był jasny. Fani nie mogli zrozumieć, dlaczego na MŚ nie pojechał najlepszy strzelec eliminacji Tomasz Frankowski.
T – jak tragedia. Osobistą tragedię przed meczem z Kostaryką przeżywał Artur Boruc. Ówczesna żona polskiego bramkarza poroniła. Sztab szkoleniowy sugerował Borucowi powrót do kraju. Ten jednak został i zagrał w zwycięskim spotkaniu.
U – jak utwór. Przez lata polskim piłkarzom towarzyszyły na wielkich imprezach utwory nagrane przez rodzimych wokalistów specjalnie na daną okazję. Starsi kibice na pewno pamiętają klasyki: „Futbol” Maryli Rodowicz czy „Tajemnice mundialu” Bohdana Łazuki . O utworze nagranym na MŚ w 2006 roku chyba mało kto już pamięta. „Polska to my” autorstwa Czerwonych Gitar, z refrenem „Jedziemy po Puchar Świata. Polska, Polska, Polska to my! To Twój dzień, to Twój czas, Twoja gra” – zdawał się już wówczas być czymś z gatunku science-fiction.
„Waleczni i niebezpieczni” – tak wyglądał autokar naszej reprezentacji na MŚ 2006.
W – jak „Waleczni i niebezpieczni”. Tak właśnie brzmiało hasło, które wszyscy mogli podziwiać na autokarze biało-czerwonych. Po fatalnym występie naszych piłkarzy na niemieckich boiskach ten napis stał się obiektem drwin.
Z – jak zero. I nie chodzi tu wcale o liczbę punktów zgromadzonych w meczach z Ekwadorem i Niemcami. Ani też o piosenkę Lady Pank „Mniej niż zero”. Seweryn Gancarczyk, Tomasz Kuszczak, Sebastian Mila, Piotr Giza i Łukasz Fabiański. Co łączy wspomnianą piątkę? Otóż nie zagrali oni ani minuty na mundialu w 2006 roku.