Dobre wejście w mecz – to zdaniem wielu, kluczowy aspekt w kontekście walki o końcowy sukces. I choć wielokrotnie mogliśmy się przekonać, że szybko zdobyta bramka, wcale nie musi gwarantować wygranej, z pewnością ułatwia rywalizację w kolejnych fragmentach spotkania. Reprezentacji Polski pięciokrotnie w historii udało się trafić do bramki rywala w czasie krótszym niż 60 sekund. Co ciekawe dwa z tych spotkań nie zakończyły się wygraną biało-czerwonych.
Mimo, że od tego spotkania minęło blisko 30 lat, w czołówce zestawienia wciąż znajduje się były kapitan reprezentacji Polski i zawodnik m.in. Zawiszy Bydgoszcz, TSV 1860 Monachium czy Chicago Fire. Nowak otworzył wynik meczu eliminacji mistrzostw Europy 1996 z Izraelem, rozgrywanego na stadionie Górnika w Zabrzu. Trafienie z 47. sekundy było wówczas najszybszym w historii naszej drużyny narodowej. I choć wydawało się, że po takim początku kolejne bramki gospodarzy będą tylko kwestią czasu, schodząc na przerwę to goście prowadzili 2:1. Ostatecznie drużynie Henryka Apostela udało się odnieść zwycięstwo i zachować szanse na wyjazd na turniej finałowy do Anglii.
Swoje miejsce w tym nietypowym zestawieniu ma również jeden z najlepszych napastników w historii naszej drużyny narodowej. W pamiętnym roku eliminacji mundialu 1974, niespełna miesiąc przed historycznym zwycięstwem nad reprezentacją Anglii w Chorzowie 2:0, do Warszawy na mecz kontrolny przyjechała reprezentacja Jugosławii. I choć zespołowi prowadzonemu przez Kazimierza Górskiego nie udało się pokonać ekipy z Bałkanów, mecz stanowił ważny punkt w przygotowaniach do spotkania o stawkę. Być może ekspresowo strzelony gol gwiazdora Górnika Zabrze dodał mu pewności siebie przed konfrontacją na Stadionie Śląskim. Ta okazała się jednak jednocześnie szczęśliwa i pechowa dla Lubańskiego, który ustalił wynik, ale doznał też poważnego urazu. Do reprezentacji wrócił blisko trzy lata później.
Najniższe miejsce na podium zajmuje obecnie gol popularnego „Kowala”. Choć ranga wydarzenia nie była zbyt duża (było to spotkanie kontrolne podczas zimowego zgrupowania reprezentacji na Malcie), warto zwrócić na nią uwagę co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze do pokonania bramkarza rywali snajper hiszpańskiego Las Palmas potrzebował niewiele ponad pół minuty. A po drugie – był to jubileuszowy gol numer 1000 reprezentacji Polski w historii. Ku niezadowoleniu selekcjonera Janusza Wójcika nie dał on jednak wygranej jego podopiecznym, którzy spuścili później z tonu i nie potwierdzili przewagi nad ekipą z północnej Europy. Co ciekawe sam Kowalczyk ze zgrupowania wrócił bogatszy o… kamerę wideo wartości rynkowej 1000 dolarów! Właśnie taką nagrodę dla zdobywcy wyjątkowej bramki ufundował prezes PZPN – Marian Dziurowicz.
Jeśli któryś z kibiców, którzy wybierali się na spotkanie na stadionie Pogoni utknął w korku albo zapomniał biletu z domu, mógł przegapić najważniejszą akcję towarzyskiego starcia biało-czerwonych z Albanią. Bo tak się złożyło, że jedyna bramka meczu padła jeszcze zanim duża część widzów zajęła swoje miejsca na trybunach. Maciej Żurawski szybko potwierdził wysoką dyspozycję, prezentowaną w barwach Wisły Kraków, a także w reprezentacji pod wodzą Pawła Janasa, która z powodzeniem walczyła o przepustki do mistrzostw świata 2006 w Niemczech. Ku niezadowoleniu 15-tysięcznej publiczności po trafieniu „Żurawia” na boisku niewiele już się działo. Niewielkim usprawiedliwieniem dla zawodników obu zespołów mógł być ogromny upał panujący tego dnia w Szczecinie.
Wbrew terminowi, mecz rozgrywany na Arenie Kielce nie był primaaprilisowym żartem, a jego stawką były punkty w eliminacjach mistrzostw świata 2010. W walce o bilety do RPA podopieczni Leo Beenhakera spisywali się przeciętnie, a kilka dni wcześniej niespodziewanie ulegli na wyjeździe Irlandii Północnej (2:3). Dlatego starcie z europejskim Kopciuszkiem miało być okazją do poprawienia nastrojów, z której biało-czerwoni bezwzględnie skorzystali. 10:0 – to jak dotąd najwyższa wygrana naszej drużyny narodowej w historii, a gol Rafała Boguskiego wciąż znajduje się na czele listy najszybszych trafień. Dla samego zawodnika, który tego dnia zapisał na swoim koncie również drugiego gola, występ na stadionie Korony miał jednak słodko-gorzki smak, bowiem już nigdy więcej nie zagrał w koszulce z orłem na piersi.