Czy polscy piłkarze pójdą „za ciosem”? Takie pytanie towarzyszyło fanom futbolu nad Wisłą przed eliminacjami mistrzostw Europy, których organizację w 2004 roku powierzono Portugalii. Dwa lata wcześniej reprezentację Polski po 16-letniej przerwie w końcu mogliśmy oglądać w finałach mundialu. I choć w Korei Południowej i Japonii podopieczni Jerzego Engela sukcesu nie odnieśli, wydawało się, że przynajmniej w eliminacjach znów czekają nas dobre występy i sukcesy. Rzeczywistość niestety boleśnie zweryfikowała te oczekiwania.
Po nieudanym azjatyckim mundialu (Polacy pożegnali się z turniejem już po fazie grupowej) stało się jasne, że reprezentację Polski w kolejnych eliminacjach poprowadzi nowy selekcjoner. Dla wielu zaskoczeniem było jednak to, że następcą Jerzego Engela został… Zbigniew Boniek. Dotychczasowy wiceprezes PZPN miał w CV bogatą w sukcesy karierę na boisku, ale już na ławce trenerskiej nie mógł poszczycić się wielkimi osiągnięciami. Krytycy szybko zyskali sporo nowych argumentów, bo drużyna narodowa pod wodzą Zibiego prezentowała się – delikatnie mówiąc – przeciętnie. W sumie były gwiazdor Widzewa, Juventusu i Romy na ławce naszej kadry zasiadł zaledwie pięciokrotne. Stawką dwóch z tych spotkań były eliminacyjne punkty. Na otwarcie walki o bilety do Portugalii biało-czerwoni w słabym stylu wygrali na wyjeździe z San Marino (2:0). Miesiąc później przyszła niespodziewana porażka w Warszawie z Łotwą (0:1).
Boniek nie pożegnał się z posadą tuż po porażce z Łotyszami, ale po kolejnych dwóch meczach towarzyskich. Jego miejsce zajął Paweł Janas, którego podstawowym celem był awans do mundialu w Niemczech w 2006 roku (ostatecznie zrealizowany). Eliminacji Euro nie udało mu się jednak uratować. Po raz kolejny przeszkodą nie do przeskoczenia okazała się Szwecja. Ekipa Trzech Koron pewnie wygrała rywalizację w grupie i bez większych problemów zameldowała się w turnieju finałowym. Skandynawowie zdobyli 19 punktów, z czego 6 w spotkaniach z Polską. Najpierw w Solnie rozbili gości 3:0, żeby później w Chorzowie zwyciężyć 2:0. Po drugim z tych spotkań Polakom pozostały już tylko matematyczne szanse na udział w barażach.
Reprezentacji Polski w tych eliminacjach dwukrotnie udało się pokonać tylko outsidera z San Marino (po wspomnianej wygranej na wyjeździe, w Ostrowcu Świętokrzyskim padł wynik 5:0). Punkty naszej drużynie urwali za to Węgrzy, których w ostatecznym rozrachunku wyprzedziliśmy jednak w tabeli. Mecze z Bratankami zakończyły się wynikami: 0:0 w Chorzowie i 1:2 dla gości w Budapeszcie. Mimo zrewanżowania się Łotyszom i zwycięstwa w Rydze 2:0, do prześcignięcia zespołu prowadzonego przez Aleksandrsa Starkovsa zabrakło trzech oczek, gdyż Łotysze niespodziewanie ograli na wyjeździe 1:0 Szwedów
Drużyna z krajów nadbałtyckich okazała się jedną z największych niespodzianek pierwszego Euro w nowym tysiącleciu. Łotysze co prawda Portugalii nie zawojowali, ale już sam awans do turnieju finałowego (po zwycięskich barażach z Turcją) był największym sukcesem w historii tamtejszego futbolu. Na największego faworyta do końcowego sukcesu, wraz z przebiegiem rywalizacji, wyrastali z kolei gospodarze. Portugalczycy, z 19-letnim Cristiano Ronaldo, rozpoczęli co prawda od falstartu i porażki 1:2 z wracającymi na Euro po 24 latach Grekami, ale później z meczu na mecz nabierali rozpędu. Z całą pewnością nikt nie przypuszczał, że w decydującej rozgrywce, znów przyjdzie im się zmierzyć z ekipą z Hellady.
Logotyp mistrzostw Europy 2004.
Na Półwyspie Iberyjskim Grecy pod wodzą Otto Rehhagela nie porywali grą. Nie był to piękny i finezyjny futbol, Jednak podopieczni niemieckiego selekcjonera byli niesamowicie skuteczni. W drodze do finału na Stadionie Światła w Lizbonie w pokonanym polu – poza gospodarzami – pozostawili innych faworytów imprezy: Francuzów, a także srebrnych medalistów sprzed 8 lat – Czechów. W meczu o złoto o ich sensacyjnym triumfie przesądził gol Angelosa Charisteasa. Na samym finiszu Portugalczycy musieli przełknąć gorycz porażki.