Polsko-łotewska rywalizacja na boisku od ponad dwóch dekad kojarzy się z jednym meczem. Zarówno Polakom, jak i Łotyszom. Dla jednych był to moment wielkiej chwały, dla drugich – jeden z boleśniejszych momentów w XXI-wiecznej historii. Łotewski futbol to jednak o wiele więcej, niż Euro 2004 i kwalifikacje do turnieju w Portugalii.
Wspomniany wyżej mecz to oczywiście rywalizacja w Warszawie 12 października 2002. Kilka miesięcy po mistrzostwach świata Polacy doznali kompromitującej porażki z 97. w rankingu FIFA Łotwą. Goście po golu Jurisa Laizānsa zdobyli trzy punkty i objęli prowadzenie w eliminacyjnej grupie. Choć w rewanżu Polacy wygrali 2:0 po golach Mirosława Szymkowiaka i Tomasza Kłosa, to Łotwa i tak zakończyła rywalizację na drugim miejscu w grupie, a w barażach o awans do mistrzostw Europy 2004 pokonała 3:2 w dwumeczu reprezentację Turcji.
Udział w Euro 2004 do dziś jest największym sukcesem w historii łotewskiego futbolu. Futbolu, który nie jest nawet najpopularniejszym dyscypliną sportu w kraju. Piłka nożna ustępuje pod tym względem koszykówce, a przede wszystkim hokejowi na lodzie. Latem 2004 roku dyscypliny te przyćmił jednak udział łotewskich piłkarzy w piłkarskich mistrzostwach Europy. Co więcej, choć piłkarze trenowani przez Aleksandrsa Starkovsa trafili do bardzo trudnej grupy, to w pierwszym meczu nawet prowadzili z Czechami po golu Mārisa Verpakovskisa. Ostatecznie przegrali 1:2, ale później zdobyli historyczny punkt dzięki bezbramkowemu remisowi z Niemcami. Podchodząc do spotkania z Holandią, Łotysze mieli więc szansę na awans do ćwierćfinału Euro 2004, ale przegrali jednak 0:3. Zajęli więc ostatnie miejsce w grupie, ale Laizāns, Verpakovskis, Vitālijs Astafjevs, Igors Stepanovs, Marians Pahars i spółka do dziś są traktowani jako złote pokolenie łotewskiej piłki.
Nigdy później Łotysze nie nawiązali już do sukcesów z eliminacji Euro 2004. W pewnym momencie spadli nawet na 148. miejsce w rankingu FIFA. Obecnie są o 16 pozycji wyżej, ale nadal trudno traktować ten zespół inaczej, niż jako europejskiego słabeusza. Dość powiedzieć, że Łotwa jest jednym z niewielu europejskich krajów, które mają negatywny bilans meczów z Wyspami Owczymi. Łotwa raz z nimi przegrała, cztery razy zremisowała i ani razu nie zwyciężyła. Nadzieją dla Łotyszy może być jednak ostatnia edycja Ligi Narodów, w której wygrali swoją grupę i awansowali do dywizji C.
Liga łotewska również należy do najsilniejszych. Tamtejsze kluby tylko dwukrotnie awansowały do fazy grupowej europejskich pucharów. W 2009 roku dokonał tego FK Ventspils. W pierwszym meczu Ligi Europy mistrz Łotwy sprawił niespodziankę i zremisował 1:1 w Berlinie z Herthą, dla której bramkę zdobył Łukasz Piszczek. Później Ventspils zdobył po punkcie również w rywalizacji ze Sportingiem Lizbona oraz SC Heerenveen, przegrał trzy mecze i zakończył zmagania na ostatniej pozycji w tabeli.
Trzynaście lat później w fazie grupowej Ligi Konferencji zagrał RFS Ryga, jednak również nie wygrał żadnego meczu i został sklasyfikowany na czwartej pozycji w grupie (za Basaksehirem Stambuł, ACF Fiorentiną i Heart of Midlothian Edynburg).
Łotewska Virslīga nigdy nie była popularnym kierunkiem dla polskich piłkarzy, ale kilku jednak zagrało w tamtejszej ekstraklasie. Jako pierwszy był Krzysztof Łągiewka, który w 2002 roku trafił z drugoligowej Jagiellonii Białystok do łotewskiego potentata – Skonto Ryga. Z tym zespołem Łągiewka zdobył dwa mistrzostwa kraju i Puchar Łotwy, ale gwiazdą zespołu trudno go nazwać. – W Białymstoku był lepszy poziom niż w drużynie mistrza Łotwy. W Skonto niewiele grałem, ale na szczęście pokazałem się w turnieju skupiającym wszystkich mistrzów byłego Związku Radzieckiego. Pojechaliśmy ze Skonto do Moskwy, na Stadion Olimpijski i doszliśmy do finału. Wtedy pojawiły się oferty z Rosji – opowiadał w 2021 roku w wywiadzie dla sportowefakty.wp.pl. W Rosji Łągiewka zyskał taki status, że nawet dostawał powołania do reprezentacji Polski, ale nigdy w niej nie zadebiutował.
Poza Łągiewką w łotewskiej Virslidze zagrali jeszcze inni Polacy: Maciej Nalepa, Damian Augustyniak, Bartłomiej Socha, Damian Kostkowski, Dariusz Łatka, Kamil Biliński i Mateusz Cetnarski. Żaden Łotwy nie podbił, choć Biliński dwukrotnie został mistrzem kraju z Riga FC, a raz, podobnie jak Łatka, wygrał Puchar Łotwy. Ponadto kluby tamtejszej ekstraklasy trenowali Marek Zub i Przemysław Łagoźny.
Znacznie częściej to Łotysze wybierają grę w Polsce. W kadrze za każdym razem można znaleźć zawodników, którzy grali bądź grają czy to w PKO BP Ekstraklasie, czy to Fortuna I Lidze. Najlepszą markę w naszym kraju wypracowali sobie Pāvels Šteinbors (zdobywca Pucharu i dwóch Superpucharów Polski z Arką Gdynia, były bramkarz również Górnika Zabrze i Jagiellonii Białystok), Vladislavs Gutkovskis (były piłkarz Bruk-Betu Termaliki Nieciecza i Rakowa Częstochowa, z którym w 2023 roku został mistrzem Polski), Deniss Rakels (zawodnik Hutnika Kraków, a w przeszłości Zagłębia Lubin, GKS-u Katowice, Cracovii oraz Lecha Poznań), Māris Smirnovs (uczestnik Euro 2004, w Polsce grał dla Amiki Wronki oraz Górnika Zabrze), a przede wszystkim Artjoms Rudņevs.
Rudņevs w 2010 roku został w Lechu Poznań następcą sprzedanego do Borussii Dortmund Roberta Lewandowskiego. Łotysz świetnie poradził sobie z tym zadaniem, bo w pierwszym sezonie zdobył 11 bramek, a w drugim podwoił tę liczbę i wywalczył tytuł króla strzelców. Popisał dał również w europejskich pucharach. Kibice Lecha pokochali go, gdy ustrzelił hat-tricka w zremisowanym 3:3 wyjazdowym meczu z Juventusem Turyn w Lidze Europy. Po dwóch latach Kolejorz porządnie na nim zarobił, gdy sprzedał Rudņevsa do Hamburgera SV.
Aktualnie w reprezentacji Łotwy wciąż jest wielu zawodników z doświadczeniem gry w Polsce. Kapitanem zespołu jest Kristers Tobers, który jeszcze niedawno występował w Lechii Gdańsk. Regularnie występują również Alvis Jaunzems ze Stali Mielec oraz Andrejs Cigaņiks z Widzewa Łódź, którzy na zgrupowaniach spotykają innych byłych ekstraklasowiczów. To jednak zespół bez większych gwiazd, a jeśli już koniecznie trzeba wskazać jedną postać, z którą Łotysze wiążą duże nadzieje, to będzie to Raimonds Krollis. Niespełna rok temu przeszedł z Valmiera FC do Spezii Calcio. Rodzima liga okazała się dla niego za ciasna, bo na zakończenie sezonu 2022 dostał złoty medal za mistrzostwo kraju oraz statuetki dla: najlepszego piłkarza ligi, najlepszego młodego piłkarza, króla strzelców oraz najlepszego napastnika. W pierwszym półroczu pobytu we Włoszech rozegrał jednak niewiele ponad pół godziny w barwach Spezii i spadł z nią do Serie B. Tam jednak również jest tylko rezerwowym i rzadko pojawia się na boisku.