To miał być „kolejny dzień w biurze”. 8 października 1966 roku na ligowy mecz z ŁKS-em przyjechał do Łodzi Górnik Zabrze. W drużynie gospodarzy zagrali: Marian Wilczyński, Paweł Kowalski, Bolesław Szadkowski, Sławomir Sarna, Zygmunt Gutowski, Stefan Szefer (na zdjęciu stoją od lewej), Jerzy Nowak, Jerzy Sadek, KAZIMIERZ DEYNA, Jacek Kowarski i Piotr Suski (w pierwszym rzędzie od lewej). Wydawało się, że to jedno z tych spotkań, o których zapomina się równo z ostatnim gwizdkiem sędziego. Bezbramkowy remis był sukcesem gospodarzy, bo pełna gwiazd drużyna ze Śląska pewnie kroczyła po ósmy tytuł mistrza Polski, a piąty z rzędu.
Tak naprawdę to spotkanie i to zdjęcie nabrało wagi dopiero po latach. Był to jedyny występ Kazimierza Deyny w ŁKS-ie. Jak tam trafił? Klub z jego rodzinnego miasta – Włókniarz Starogard Gdański - należał do tej samej federacji, związanej z przemysłem lekkim, co Łódzki Klub Sportowy. O zdolnego juniora już wtedy walczyło kilka klubów. Wysłannicy Arki przyjeżdżali nawet do Łodzi, gdzie Deyna mieszkał kątem u brata. Kazik był w wieku poborowym, nic dziwnego, że chciały go mieć u siebie Legia i Zawisza. Kaperownictwem zajął się nawet… dzielnicowy, który namawiał młodego piłkarza by przeszedł do Wisły Kraków (klub podlegał wtedy Milicji Obywatelskiej). Nic z tego nie wyszło. Deyna trenował w ŁKS-ie i czekał na debiut w oficjalnym meczu. Najpierw dostał szansę w drugim zespole. W meczu z Włókniarzem Białystok „przedstawił się” w imponującym stylu - strzelił pięć goli. W ligowym debiucie już tak dobrze nie było. Niby Deyna został zauważony, ale nikt z obserwatorów nie przewidziałby, że ogląda w akcji przyszłego mistrza olimpijskiego, medalistę mundialu i trzeciego zawodnika Europy w plebiscycie „France Football”.
Tuż po meczu z Górnikiem trzech piłkarzy ŁKS-u dostało powołanie do wojska. Przedstawicielom łódzkiego klubu udało się wynegocjować z Legią, że do stolicy wyślą tylko jednego. Padło na Deynę, który chcąc nie chcąc pojechał do stolicy. I mieszkał w niej 12 lat.