Od zarania dziejów mecze z tuzami europejskiego futbolu cieszyły się w kraju nad Wisłą ogromnym zainteresowaniem. Gdy do Polski przyjeżdżały drużyny pokroju Juventusu Turyn, AS Roma, FC Barcelona czy Realu Madryt, stadiony pękały w szwach. Towarzyszyła im przy tym atmosfera wielkiego święta. Ale był pewien wyjątek od tej reguły. W cyklu „Był taki mecz” przypominamy wydarzenia z 2 listopada 2016 roku, gdy do stolicy Polski zawitał ostatni z wymienionych zespołów – ówczesny triumfator Ligi Mistrzów, madrycki Real.
Na upragnioną Champions League w Legii czekano od sezonu 1995/96. Po nieco ponad 20 latach Wojskowym w końcu udało się zameldować w elicie. Zderzenie z europejską rzeczywistością było bardzo bolesne. Po 3 kolejkach dorobek mistrzów Polski wyglądał następująco: 0 punktów, bramki 1-13. Nic nie zapowiadało, że w starciu z gigantem z Madrytu coś może się zmienić. Tym bardziej, że w poprzedniej serii gier na Estadio Santiago Bernabéu legioniści przegrali aż 1:5.
Dla piłkarzy Realu Madryt to musiał być dziwny widok. Żaden z nich raczej nie przywykł do grania przy pustych trybunach. I to zwłaszcza w Lidze Mistrzów. Na zdjęciu widoczni (od lewej): Gareth Bale, Karim Benzema, Toni Kroos, Mateo Kovačić, Dani Carvajal, Fábio Coentrão, Nacho, Raphaël Varane, Álvaro Morata, Keylor Navas, Cristiano Ronaldo.
W ten listopadowy, mroźny wieczór na stadionie przy Łazienkowskiej 3 w Warszawie panowała grobowa cisza. Nie było ogłuszającego dopingu ponad 30 tysięcy kibiców. Zamiast atmosfery piłkarskiego święta mieliśmy puste trybuny, co w Lidze Mistrzów spotykało się raczej rzadko. Był to efekt kary nałożonej przez UEFA na stołeczny klub, po tym, jak podczas spotkania inaugurującego z Borussią Dortmund (0:6) doszło do zamieszek.
Odpowiedzialność zbiorowa zabolała najbardziej postronnych fanów pragnących obejrzeć mecz ukochanej drużyny z Królewskimi z wysokości trybun – i to nawet pomimo niesprzyjających wyników w dotychczasowych 3 kolejkach. A mieliby kogo i co podziwiać. Na boisku pojawiła się istna plejada gwiazd – na czele z Cristiano Ronaldo, Karimem Benzemą, Garethem Balem czy Tonim Kroosem, którymi przy linii bocznej zarządzał sam Zinédine Zidane. I właśnie przeciwko tuzom europejskiej piłki Legia zagrała jedno z najlepszych spotkań w historii pucharowych startów.
Początek meczu nie zwiastował niczego dobrego. Już pierwsza akcja gości zakończyła się golem. Gdy w 35. minucie Arkadiusz Malarz po raz drugi wyciągał piłkę z bramki, wydawało się, że warszawski zespół czeka kolejny bolesny wieczór – jakby na dokładkę – do pustych trybun. Ale właśnie wtedy stał się cud. Fantastyczny gol Vadisa Odjidji-Ofoe strzelony 5 minut później pozwolił legionistom uwierzyć w siebie.
Po przerwie z szatni wyszła odmieniona drużyna. Do wyrównania doprowadził Miroslav Radović. Ale to nie był koniec emocji. W 83. minucie Thibault Moulin wprawił w osłupienie zawodników Realu. Legia ze stanu 0:2 doprowadziła do sensacyjnego wyniku 3:2! Nie zdołała jednak utrzymać prowadzenia. Już chwilę później Królewscy wyrównali i mecz zakończył się remisem 3:3.
Po takim występie piłkarzy trenera Jacka Magiery, kibice Wojskowych na pewno długo świętowaliby na stadionie ten sukces, bo takim był nawet podział punktów. Tym bardziej, że oczko wywalczone tego wieczora, pozwoliło potem zająć polskiemu zespołowi 3. lokatę w grupie, co wiązało się z występami na wiosnę w Lidze Europy. I tylko szkoda, że zamiast ogłuszającego dopingu podczas tak znakomitego spotkania, z trybun obiektu przy Łazienkowskiej 3 w Warszawie krzyczała jedynie... cisza.