górnik zabrze - as roma (15.04.1970)górnik zabrze - as roma (15.04.1970)
KronikiKarny dla twardziela
Karny dla twardziela
Autor: Rafał Byrski
Data dodania: 15.04.2024
KADR Z TRANSMISJI TVP KADR Z TRANSMISJI TVP

Strzelił kilkaset goli, wykorzystując przy tym swój wielki talent i umiejętności: szybkość, technikę, opanowanie, czy intuicję. Ale dla Włodzimierza Lubańskiego jednym z najważniejszych trafień w karierze było to zdobyte z… rzutu karnego. Co więcej, jak sam przyznaje, ta „jedenastka”  jeszcze długo powracała w sennych koszmarach.  A przecież wydaje się, że to nic trudnego. Wystarczy celnie uderzyć ze stojącej piłki z bliskiej odległości. Ale nie wtedy gdy patrzy na ciebie sto tysięcy ludzi na stadionie i miliony przed telewizorami. Gdy jest ostatnia minuta meczu, goście prowadzą 1:0, a już tylko od ciebie zależy, czy twoja drużyna doprowadzi do remisu i dogrywki. Na dodatek stawką jest awans do finału europejskiego pucharu. Tak, to nie przelewki. Odpowiedzialność i stres są gigantyczne. A to może spętać nogi nawet najlepszym. Tak stresowa sytuacja przydarzyła się Lubańskiemu 15 kwietnia 1970 roku w rewanżowym meczu z Romą na Stadionie Śląskim w Chorzowie. 

W Pucharze Zdobywców Pucharów, w sezonie 1969/70, Górnik brał jedną przeszkodę za drugą. Po Olympiakosie Pireus, Glasgow Rangers i Lokomotiwie Sofia trafił w półfinale na AS Roma. Zespół z Italii prowadził słynny trener Helenio Herrera uważany za ojca „cateneccio”.  Stylu, w którym wynik, a nie piękno gry był sprawą nadrzędną, w którym szczelna defensywa była znacznie wyżej ceniona niż fajerwerki w ataku. Przed jednych Herrera była uważany „za maga futbolu”, przez innych za jego… grabarza. Ale sukcesy prowadzonych przez niego zespołów były jego najlepszą rekomendacją.

Ale z „Wiecznego Miasta” to Górnicy wywieźli cenne 1 do 1. Rewanż na Śląskim chciało obejrzeć kilkaset tysięcy kibiców z całej Polski. Na stadionie zmieściło się 90 tysięcy, z czego dwa tysiące to byli fani Romy.

Goście już w 9. minucie po karnym Fabio Capello objęli prowadzenie. I wtedy mogli zagrać to co lubili i opanowali do perfekcji, czyli „catenaccio by Helenio Herrera”. Co z tego, że okresami Górnik nie schodził z połowy Włochów. Minuty mijały, a wynik nie zmieniał się. Część zdegustowanych i rozżalonych kibiców zaczęła już wychodzić ze stadionu, gdy zdarzył się cud. W rolach głównych wystąpili: pomocnik Górnika Erwin Wilczek oraz sędzia Ortiz de Mendebil.

W 89. minucie Elvio Salvori faulował Jerzego Gorgonia. Ne było jasne, czy na pewno w polu karnym, być może jednak ciut przed szesnastką… Hiszpański sędzia jakby się zawahał, czy wskazać na „wapno”, czy może jednak zarządzić rzut wolny. Wtedy do akcji wkroczył Wilczek, który tłumacząc Hiszpanowi, że oczywiście należy się rzut karny, spontanicznie zaprowadził Hiszpana na jedenasty metr.

Antoni Bugajski, „Był sobie piłkarz. Erwin Wilczek”, „Przegląd Sportowy Historia”, 19 listopada 2020 r.
E. Salvori fauluje w polu karnym J. Gorgonia

Świadkowie tego wydarzenia twierdzą, że „ta spontaniczność” polegała na tym, że Wilczek po prostu przesunął sędziego bliżej pola karnego swym… wydatnym brzuszkiem. Wiadomo, że w takiej chwili jedenastkę mógł strzelać tylko Lubański. Bez dwóch zdań lider i najlepszy piłkarz Górnika. – Włodek musisz strzelić! – słyszał od swoich kolegów z drużyny. A to nie pomaga. Wzmaga się ryk stadionu, a Lubańskiemu, jak wspominał po latach… drżą łydki. Nie ma czasu na koncentrację, to już ostatnia minuta meczu. Lubański grał w bardzo dopasowanych butach, wiedział, że jak trafi czysto w piłkę, to nie będzie co zbierać. Ba! Ale najpierw trzeba uspokoić oddech i skołatane nerwy. Na szczęście spokój przyszedł w najbardziej pożądanym momencie.

włodzimierz lubański

Wziąłem piłkę do ręki i spadło ze mnie całe napięcie. Ustawiłem ją i wracam. Odwracam się i widzę bramkę, która wydaje mi się mała, za nią jak we mgle tunel. Gwizdek… Serce zaczyna bić mocniej. Jeszcze rzucam okiem na zegar i tablicę: Górnik 0 Roma 1. Patrzę na piłkę i nie widzę już nic innego. Pięć kroków do tyłu… Uderzam piłkę wewnętrzną częścią do góry. Wpadła w same „widły”. Reszta to już tradycja. Uściski, całusy… ludzie nagle powracający na stadion, ryk tłumu….

Wypowiedź Włodzimierza Lubańskiego z książki Krzysztofa Wyrzykowskiego „Ja, Lubański”, Wydawnictwo Wigor, Warszawa, 1990 r.
1:1 Gol W. Lubańskiego z karnego

Warto było wrócić na trybuny, bo zespoły czekała dogrywka. Tym razem role się odwróciły. To Górnik, znowu za sprawą Lubańskiego, szybko strzelił gola, a Włosi musieli zaatakować. I w ostatnich sekundach dodatkowego czasu gry Francesco Scaratti strzałem rozpaczy doprowadził do remisu. Gdy piłkarze Górnika schodzili do szatni byli… zrozpaczeni. Wydawało im się że 2:2 premiuje Włochów. Ale było inaczej.

stanisław oślizło

W pewnym momencie wchodzi do szatni ówczesny wiceprezes Górnika Heniek Loska (prywatnie mąż prezenterki telewizyjnej Krystyny Loski oraz ojciec Grażyny Torbickiej – przyp. red.). Nota bene niezły kawalarz i żartowniś. Mówi nam, że będzie trzeci mecz w Strasburgu. Patrzymy na niego podejrzewając, że sobie z nas żarty stroi. A on mówi, że to prawda… I rzeczywiście to była prawda  (bramki strzelone w dogrywce nie liczyły się wtedy do bilansu dwóch spotkań – przyp. red.).

Wypowiedź Stanisława Oślizły z książki Barbary Wystyrk-Benigier i Krzysztofa Mecnera „Legendarny finał…. Górnika Zabrze.”, Wydawnictwo Mecner Media, Katowice 2017 r.

Ta historia skończyła się polskim happy endem. Trzeci mecz także zakończył się remisem, tym razem 1 do 1, ale wiele do powiedzenia miał… miejscowy elektryk. W pewnym momencie na stadionie w Strasburgu zgasło światło i wtedy do akcji musiał wkroczyć „francuski fachowiec”. O awansie Górnika zadecydowało losowanie. Po 330 minutach morderczej gry „o być albo nie być” obu zespołów zadecydował… banalny rzut monetą. Ale nie byłoby finału Pucharu Zdobywców Pucharów (gdzie Górnik przegrał 1:2 z Manchesterem City), gdyby wcześniej Lubański z chirurgiczną precyzją nie wykorzystał na Śląskim „jedenastki”.