O tym, że drużyna z Wysp jest wartościowym rywalem, najlepiej świadczy historia polsko-szkockich konfrontacji, która nie tylko ze względu na charakterystyczny, narodowy wzór rywali układała się... w kratkę. Dotychczas z tym przeciwnikiem biało-czerwoni mierzyli się dwunastokrotnie, a wygrali tylko cztery spotkania.
Wszystko zaczęło się 1 czerwca 1958 roku na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie, gdzie gospodarze w towarzyskim spotkaniu ulegli Szkotom 1:2. Dwie bramki zdobył Bobby Collins, a honor naszej drużyny w końcówce uratował legendarny Gerard Cieślik. Okazja do rewanżu nadarzyła się dwa lata później na Hampden Park w Glasgow. Co ciekawe w Szkocji reprezentacja Polski grała wyłącznie na tym obiekcie. 4 maja 1960 roku goście trzykrotnie wychodzili na prowadzenie, ale dopiero gol Ernesta Pohla dał naszej drużynie wygraną 3:2. Wcześniej na listę strzelców wpisali się Krzysztof Baszkiewicz i Lucjan Brychczy.
Historia polsko-szkockich zmagań ma również rozdział, w którym stawką był awans do mistrzostw świata. Tak było przed mundialem 1966. W roku poprzedzającym turniej w Anglii, doszło do spotkań obu reprezentacji w grupie 8. Biało-czerwoni rozpoczęli eliminacje od bezbramkowego remisu w Warszawie z Włochami, a później – 23 maja 1965 roku również podzielić się punktami ze Szkocją. Na Stadionie Śląskim w Chorzowie, w obecności blisko 70 tysięcy widzów, padły dwie bramki, a na listę strzelców wpisali się Roman Lentner i Denis Law. Trzeba podkreślić, że rywale należeli wówczas do europejskiej czołówki i to oni byli wskazywani jako najpoważniejsi konkurenci Italii do awansu. Tymczasem po niespodziewanej przegranej w Helsinkach 0:2, w Glasgow biało-czerwoni sprawili sensację. 13 października 1965 roku do 85. minuty meczu na Hampden wszystko przebiegało po myśli gospodarzy, ale w samej końcówce za sprawą Ernesta Pohla i Jerzego Sadka to goście sięgnęli po pełną pulę.
Sukces na Wyspach nieco osłodził Polakom nieudane eliminacje, które zakończyli na 3. miejscu w grupie. Na turniej finałowy nie pojechali również Szkoci, którzy o dwa punkty ustąpili Włochom.
Tak się złożyło, że kolejne cztery spotkania Polski ze Szkocją nie miały dużej stawki i co ciekawe, odbywały się mniej więcej w dziesięcioletnich odstępach. Po blisko 15 latach od wygranej w Glasgow, biało-czerwoni podejmowali rywali w Poznaniu. Mecz w maju 1980 roku na stadionie Warty nie zachwycił, ale spełnił dwa podstawowe zadania. Po pierwsze był tym, w którym biało-czerwoni wreszcie byli gospodarzem po ponad półrocznej przerwie, a po drugie zakończył serię 9 meczów bez zwycięstwa. Bramkę, dającą – jak się okazało – ostatnie zwycięstwo nad tym przeciwnikiem w ciągu ponad 40 lat, zdobył Zbigniew Boniek.
Po tym jak po czterech kolejnych udziałach w mistrzostwach świata, reprezentacja Polski nie zakwalifikowała się do mundialu w 1990 roku, w okresie bezpośrednio poprzedzającym turniej we Włoszech pełniła rolę sparingpartnera dla uczestników imprezy. W maju rozegrała trzy spotkania: w Chicago uległa Kolumbii 1:2, w Hershey Amerykanom 1:3, a najlepiej spisała się w Glasgow, remisując ze Szkotami 1:1. Obie bramki w tym spotkaniu zdobyli gospodarze, z tą różnicą, że w przeciwieństwie do Mo Johnstona, Gary Gillespie pokonał własnego bramkarza.
Takim samym rezultatem zakończyło się spotkanie rozegrane 11 lat później. W kwietniu Szkoci zawitali do Bydgoszczy, żeby sprawdzić formę z dobrze dysponowaną drużyną prowadzoną przez Jerzego Engela. Polacy udanie rozpoczęli eliminacje mundialu 2002 i coraz pewniejszym krokiem zmierzali do pierwszego od 16 lat awansu do wielkiej imprezy. I choć na stadionie Zawiszy nie udało się odnieść zwycięstwa, remis przedłużył serię bez porażki biało-czerwonych do 9 spotkań. Gola strzelił Radosław Kałużny, a Polacy mecz kończyli w osłabieniu, po dwóch żółtych kartkach Tomasza Iwana. Porażką naszej drużyny zakończyło się następne spotkanie, na które znów trzeba było czekać ponad dekadę. 5 marca 2014 roku Szkoci zdobyli Stadion Narodowy po bramce Scotta Browna. I choć kibice opuszczali „dom reprezentacji” w nie najlepszych humorach jeszcze nie wiedzieli, że na tym obiekcie biało-czerwoni nie dadzą się pokonać przez kolejnych 7 lat!
Ekipy Polski i Szkocji mierzyły się również w eliminacjach mistrzostw Europy 2016. I choć po losowaniu grup z pewnością nikt nie brał tego pod uwagę, to właśnie Wyspiarze, a nie Niemcy, byli tymi, których biało-czerwonym nie udało się pokonać. Być może wpływ na stratę punktów przed własną publicznością miał fakt, że mecz odbywał się zaledwie trzy dni po historycznym zwycięstwie nad świeżo upieczonymi mistrzami świata (2:0). Co jednak ważne, oba starcia ze Szkocją obfitowały w emocje i w sumie zobaczyliśmy w nich aż 8 goli. Najpierw w Warszawie, mimo szybko zdobytej bramki przez Krzysztofa Mączyńskiego, to podopieczni Adama Nawałki musieli gonić wynik, co ostatecznie udało się za sprawą Arkadiusza Milika. Później w Glasgow, spotkanie miało jeszcze bardziej dramatyczny przebieg. Do 93. minuty Polacy przegrywali 1:2, co oznaczało spadek z drugiego – premiowanego bezpośrednim awansem do Euro – miejsca. W ostatnich sekundach ciężar odpowiedzialności wziął na swoje barki kapitan. Druga tego wieczoru bramka Roberta Lewandowskiego okazała się kluczowa w kontekście wyjazdu na turniej we Francji.
W 2022 roku towarzyski mecz w Glasgow był próbą generalną przed decydującym pojedynkiem barażowym ze Szwecją (o awans do mistrzostw świata w Katarze). Jeszcze miesiąc wcześniej do spotkania ze Szkotami w ogóle nie miało dojść. Według pierwotnych planów 24 marca Wyspiarzy czekał barażowy mecz z Ukrainą, a Polaków z Rosją w Moskwie. Ale wobec zbrojnej napaści Rosji na Ukrainę, FIFA – po protestach PZPN-u i innych federacji (na czele ze szwedzką i czeską) – wykluczyła Sborną z rozgrywek. Polska otrzymała walkower, a spotkanie Szkocji z Ukrainą zostało przesunięte na czerwiec. W związku z luką w terminarzu biało-czerwoni zagrali z gospodarzami na Hampden Park. Nasza kadra nie zachwyciła, lepsze wrażenie sprawili Szkoci, którzy przewagę udokumentowali golem Kierana Tierney’a. Ale mecz zakończył się szczęśliwym dla nas remisem, który w doliczonym czasie uratował z rzutu karnego Krzysztof Piątek.
Choć reprezentacja Polski na wygraną ze Szkocją czekała ponad 44 lata, miejsce rozegrania premierowego meczu nowej edycji Ligi Narodów mogło napawać biało-czerwonych pewnym optymizmem. W końcu Hampden Park w Glasgow był jednym z ulubionych stadionów naszej drużyny, która nigdy na nim nie przegrała. Nie inaczej było we wrześniu 2024 roku, chociaż gospodarzom udało się odrobić dwubramkową stratę do ekipy Michała Probierza. Ostatecznie z udanego otwarcia rozgrywek mogli cieszyć się nasi piłkarze, którym wygraną 3:2 zapewnił Nicola Zalewski. Zawodnik Romy w ostatnich minutach najpierw wywalczył rzut karny, który później osobiście – pod nieobecność zmienionego wcześniej Roberta Lewandowskiego – zamienił na zwycięską bramkę.
BILANS 12 MECZÓW ZE SZKOCJĄ: 4 ZWYCIĘSTWA POLSKI – 6 REMISÓW – 2 PORAŻKI, BRAMKI: 18:16.