Był to jeden z najdziwniejszych turniejów w całej historii. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się bowiem tak, aby mistrzostwa Europy rozgrywano aż w 11 krajach. Co więcej, turniej określany jako Euro 2020 był nim właściwie tylko z... nazwy. Z uwagi na pandemię koronawirusa odbył się on – z konieczności – w roku nieparzystym (2021) – co też było nowością. Przez ten czas wiele zmieniło się w kadrach zespołów. Pojawili się nowi zawodnicy, niektórzy zostali w domach z uwagi na kontuzje, inni zostali skreśleni przez szkoleniowców. Zmiana zaszła też w polskiej kadrze – na stanowisku selekcjonera. O szczegółach w poniższym alfabecie.
A – jak awans do mistrzostw Europy. Reprezentacja Polski zrobiła to, co do niej należało. Wygrała grupę kwalifikacyjną z bilansem 8 zwycięstw, remisu i porażki. Choć nie zachwycała grą i w wielu spotkaniach nie wyglądała najlepiej, zasłużenie zajęła pierwszą lokatę. Awans zapewniła sobie trzy kolejki przed końcem eliminacji. Od ME w 2008 roku było to czwarte z rzędu Euro, w którym wzięli udział biało-czerwoni.
B – jak Brzęczek. Jerzy – po nieudanych mistrzostwach świata w 2018 roku został wybrany nowym selekcjonerem reprezentacji Polski. To pod jego wodzą biało-czerwoni wygrali grupę eliminacji Euro 2020. I pewnie, gdyby nie przesunięcie turnieju o rok, Brzęczek poprowadziłby Polaków na tym turnieju. Ostatecznie nie było mu to dane. Został zwolniony w styczniu 2021 roku.
C – jak COVID-19. Główny sprawca całego zamieszania związanego z przesunięciem turnieju. W 2020 r. wybuchła na świecie pandemia koronawirusa. W ramach zapobiegania rozprzestrzenianiu się zarazy wprowadzono szereg obostrzeń. Część z nich dotyczyła rozgrywek piłkarskich. Niektóre ligi przedwcześnie kończyły sezon, inne wznowiły po dłuższej przerwie, ale bez kibiców na trybunach. Długo zastanawiano się, co zrobić z Euro 2020. Ostatecznie mistrzostwa Europy przesunięto o rok.
D – jak dystans. W przeciwieństwie do poprzednich startów Polaków w wielkich turniejach, tym razem nie było przysłowiowego pompowania balonika. Media z dystansem podchodziły do szans Polaków w niełatwej grupie – z Hiszpanią, Szwecją i Słowacją.
Szyk, elegancja oraz piękne przemowy. Głównie z tego zapamiętamy kadencję Paulo Sousy w reprezentacji Polski. Z pozytywnych boiskowych wydarzeń – remisy z Hiszpanią na Euro 2020 i Anglią w eliminacjach MŚ 2022.
E – jak erudyta. Konkretniej rzecz biorąc – erudyta z Portugalii. Takim jawił się Paulo Sousa, którego na selekcjonera namaścił jednogłośnie ówczesny prezes PZPN Zbigniew Boniek. Dziennikarze włoscy i angielscy od początku przekonywali, że Portugalczyk potrafi jak mało kto pięknie mówić o futbolu i jego niuansach. Na słowach się skończyło, bo pod jego wodzą reprezentacja nie zanotowała spodziewanego postępu, a sam Sousa „ulotnił się” z Polski z końcem roku 2021 roku.
F – jak frekwencja. Ta stadionowa nie była najwyższa. Wszystko związane było z obostrzeniami covidowymi. Rok wcześniej zastanawiano się, czy kibice w ogóle będą mogli wejść na obiekty. Ostatecznie fani pojawili się na trybunach. Obowiązywały jednak pewne reguły – na jednych było to 25% pojemności, na drugich 50%, a na trzecich... nie było żadnych (w Budapeszcie).
G – jak gospodarze. Według pierwotnych założeń Euro 2020 miało odbyć się w 12 miastach-gospodarzach i 11 państwach. W kwietniu 2021 roku jeden kraj wypadł ze wspomnianej listy. Była nim Irlandia. A właśnie w Dublinie miały odbyć się mecze naszej reprezentacji ze Słowacją i Szwecją. Spotkanie z Hiszpanią również zmieniło lokalizację – z Bilbao na Sewillę.
H – jak hiszpańska niespodzianka. Mecz z Hiszpanią w 2. kolejce fazy grupowej był dla Polski spotkaniem o wszystko. Biało-czerwoni nie mogli przegrać, bo w przeciwnym razie straciliby definitywnie szanse na awans do kolejnej rundy. Po porażce ze Słowacją (1:2) Polacy byli skazywani na pożarcie. Tymczasem przeciwko Hiszpanom zagrali najlepszy mecz na tym turnieju. Remisu (1:1) w starciu La Furia Roja raczej nikt nie brał pod uwagę.
I – jak inauguracyjna wtopa. Gdy kibice znali już wynik spotkania z Hiszpanią, tym większy mieli żal do naszych piłkarzy, że zagrali tak słabo na inaugurację turnieju. Nasz pierwszy przeciwnik – Słowacja – uznawany był w Polsce za najłatwiejszego rywala w grupie. Aby myśleć realnie o grze w dalszej fazie Euro, biało-czerwoni musieli wygrać. Stało się inaczej. Z 3 punktami z boiska zeszli nasi południowi sąsiedzi, którzy zwyciężyli 2:1.
J – jak junior. Polska nie zapisała się złotymi zgłoskami na kartach historii Euro 2020. Żaden z jej piłkarzy nie został wybrany na zawodnika turnieju. Udało się natomiast zapisać w innej kategorii – juniorskiej. Otóż Kacper Kozłowski, który wybiegł na boisko w meczu z Hiszpanią, został najmłodszym piłkarzem, jaki wystąpił na mistrzostwach Europy. Polski pomocnik liczył sobie w dniu spotkania 17 lat i 246 dni.
K – jak Krychowiak. Grzegorz – został uznany za głównego winowajcę inauguracyjnej porażki ze Słowacją. Pomocnik reprezentacji Polski nie rozgrywał najlepszego spotkania, a w dodatku obejrzał czerwoną kartkę za bezsensowny faul (2. żółta). Za karę musiał pauzować w meczu z Hiszpanią. Wrócił do składu na Szwecję (po otrzymaniu żółtej kartki został szybko zmieniony). Zdecydowanie nie był to jego turniej.
L – jak Lewandowski. Robert – kapitan biało-czerwonych. Po świetnym, kolejnym już sezonie w barwach Bayernu Monachium „Lewy” pojechał na mistrzostwa Europy z dużymi nadziejami. Jednak to, że uznano go za najlepszego zawodnika polskiego zespołu, nie było dla ambitnego napastnika żadnym pocieszeniem, skoro nasza drużyna odpadła po fazie grupowej. „Lewy” zdobył 3 z 4 bramek strzelonych przez reprezentację, a popis dał szczególnie w spotkaniu ze Szwecją (2:3).
Ł – jak łup. I nie chodzi tutaj o zdobycz, a o odgłos piłki uderzającej w obramowanie bramki. Rzadko zdarza się, aby w jednej akcji ten sam piłkarz dwukrotnie obijał poprzeczkę. Ale tak właśnie stało się w spotkaniu Polski ze Szwecją, a sztuki tej dokonał Robert Lewandowski, który trafił w nią dwa razy w odstępie kilku sekund. Niestety, w tej sytuacji futbolówka nie znalazła drogi do siatki.
M – jak markery zmęczeniowe. Miały one pokazywać poziom wydolności naszych piłkarzy i dać odpowiedzieć na pytanie, czy ich organizmy nie są przetrenowane. Informacje o tym, że słaby występ Polaków na Euro 2020 spowodowany był zmęczeniem, pojawiały się w polskich mediach jeszcze w trakcie turnieju. Zapytany o to na konferencji prasowej Tymoteusz Puchacz stwierdził żartobliwie, że jedyne markery, jakie w życiu widział, to te służące do rozdawania autografów na piłkach i koszulkach.
N – jak nieSzczęsny. Chodzi oczywiście o Wojciecha Szczęsnego. Nasz bramkarz nie miał szczęścia do meczów inauguracyjnych na wielkich turniejach. Na Euro 2012 obejrzał czerwoną kartkę w meczu z Grecją (1:1) i był to jego ostatni występ na polsko-ukraińskich mistrzostwach Europy. Na Euro 2016 doznał kontuzji podczas starcia z Irlandią Północną (1:0), która wykluczyła go z dalszej rywalizacji. Na mundialu w 2018 roku popełnił z kolei fatalny w skutkach błąd w spotkaniu z Senegalem (1:2), który kosztował nas utratę gola. Na Euro 2020 zaliczył zaś mocno pechowego samobója ze Słowacją (1:2).
O – jak odrzuceni. Przy powołaniach na mistrzowskie turnieje nie wszyscy są zadowoleni. Szczególnie ci, którzy zostali odrzuceni przez selekcjonera. A lista graczy była spora. Na Euro 2020 nie pojechali m.in. Kamil Grosicki, Sebastian Szymański czy Bartosz Kapustka – objawienie Euro 2016. Kontuzje wykluczyły Krzysztofa Piątka, Arkadiusza Milika, Krystiana Bielika czy Jacka Góralskiego.
P – jak podróże. Były dość wyczerpujące. Jako że turniej rozgrywany był w aż 11 krajach, jedna drużyna niekiedy musiała pokonywać tysiące kilometrów. I tak dla przykładu: Polacy mecz ze Słowacją rozgrywali w Sankt Petersburgu, by na starcie z Hiszpanią polecieć do Sewilli, a na trzecie ze Szwecją wrócili do Sankt Petersburga. W międzyczasie nasza reprezentacja odwiedzała Gdańsk, gdzie przygotowywała się do kolejnych spotkań.
Skillzy – tak nazywała się maskotka Euro 2020. To chłopiec w bluzie z kapturem wykonujący piłkarskie sztuczki.
R – jak rozszerzone kadry. W związku z pandemią koronawirusa UEFA zmodyfikowała nieco przepisy. Dotychczas każda reprezentacja zobowiązana była do zgłoszenia 23-osobowej kadry na finały mistrzostw Europy. Tym razem zespoły mogły rozszerzyć ją o 3 kolejnych zawodników. Co więcej, do czasu rozegrania pierwszego meczu na Euro 2020, wolno było dokonywać dowolnej liczby zmian w oficjalnie zgłoszonych składach, gdyby jakiś piłkarz doznał kontuzji lub zachorował na COVID-19. Podczas meczów można zaś było przeprowadzić 5 roszad, a nie 3.
S – jak samobój. To nieodzowna część futbolu. Na Euro 2020 miał on jednak historyczny wymiar. I stał się – niestety – udziałem biało-czerwonych. Wojciech Szczęsny został pierwszym bramkarzem w historii mistrzostw Europy, któremu zapisano gola samobójczego. Stało się to w spotkaniu ze Słowacją, gdy piłka pechowo odbiła się od jego pleców i wpadła do bramki.
T – jak Trzy Korony. Przydomek reprezentacji Szwecji – ostatniego grupowego rywala Polski. Ten zespół nigdy nie leżał biało-czerwonym. Do starcia na Euro 2020 nasza drużyna wygrała z nim mecz o punkty tylko raz – i to dość dawno, bo na MŚ w 1974 roku. Teraz znów się nie udało, nawet pomimo niesamowitej pogoni Polaków i doprowadzenia do remisu. Skończyło się porażką 2:3. Biało-czerwoni wzięli rewanż na Szwedach kilka miesięcy później – w barażu o mundial w Katarze wygrali 2:0.
U – jak utarczka z trenerem. Ta miała miejsce podczas meczu ze Szwecją. Nie doszło do niej pomiędzy piłkarzami, lecz rzecznikiem PZPN-u i menedżerem naszej kadry Jakubem Kwiatkowskim a selekcjonerem Szwedów Janne Anderssonem. Trener założył „Kwiatkowi” tzw. „siatkę”, gdy ten próbował sięgnąć po piłkę, która znalazła się w szwedzkiej strefie. Panowie wymienili „uprzejmości”, a Kwiatkowski obejrzał... żółtą kartkę. Po meczu podali sobie ręce na zgodę.
W – jak wahadłowi. To mieli być kluczowi piłkarze w taktyce portugalskiego szkoleniowca. Choć przez lata Polacy byli przyzwyczajeni do gry czwórką obrońców, za kadencji Sousy musieli się przestawić na trzech defensorów i wspomagających ich wahadłowych. Na tych pozycjach próbowani byli: Maciej Rybus, Kamil Jóźwiak, Tymoteusz Puchacz, Przemysław Frankowski czy Przemysław Płacheta.
Z – jak zmiana selekcjonera. O tym było już powiedziane na wstępie, ale warto rozszerzyć ten wątek. Zmiany selekcjonerów są w futbolu rzeczą normalną. Tak dzieje się wszędzie na świecie. Bywa i tak, że trener, który wprowadził daną drużynę na finały mistrzowskiej imprezy, zostaje zwolniony, a na jego miejsce przychodzi ktoś nowy. W historii polskich startów na ME i MŚ taka sytuacja nie miała miejsca... do czasu Euro 2020, gdy za architekta awansu Jerzego Brzęczka przyszedł Paulo Sousa.