O – jak ordery. W 1964 roku został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Dwa lata wcześniej Główny Komitet Kultury Fizycznej i Turystyki przyznał mu odznakę „Zasłużony Mistrz Sportu”.
P – jak pomarańcze. Owoce były jednym z magnesów, które przyciągnęły Pohla do Górnika. W tamtych czasach były prawdziwym rarytasem, bardzo trudno dostępnym na co dzień, a właśnie skrzynię pełną pomarańczy otrzymał Pohl za podpisanie kontraktu z Górnikiem. Oprócz tego klub postarał się o przydział mieszkania dla zawodnika, który wynegocjował również auto oraz etat w kopalni. Dla Pohla było to naturalne, bo pochodził z górniczej rodziny. Górnikiem był również przed wyjazdem do Łodzi oraz wiele lat później, gdy po powrocie ze Stanów Zjednoczonych i pracy jako asystent kolejnych trenerów zabrzańskiego klubu, potrzebował innego źródła zarobków.
R – jak Rzym. Stolica Włoch jest wyjątkowym miejscem w karierze Pohla. To w tym mieście odbyły się igrzyska olimpijskie 1960, a więc jedyna wielka impreza, na którą z reprezentacją Polski pojechała legenda Górnika. Polska dostała się tam w dużej mierze dzięki Pohlowi, bo w grupie eliminacyjnej wygrała po dwa mecze z Finlandią oraz wspólną reprezentacją olimpijską Niemiec Wschodnich i Zachodnich, a Pohl zdobył w nich pięć bramek. Tyle samo goli strzelił w pierwszym meczu igrzysk, gdy biało-czerwoni rozbili 6:1 Tunezję (oprócz Pohla, bramkarza rywali pokonał jeszcze Stanisław Hachorek). Później biało-czerwoni przegrali jednak z Danią 1:2 (bramkę zdobył Zygmunt Gadecki) i Argentyną 0:2, więc odpadli po fazie grupowej.
W Rzymie Ernest Pohl rozegrał również ostatni mecz w drużynie narodowej. Na zakończenie eliminacji mistrzostw świata 1966 Polacy przegrali na Stadio Olimpico 1:6. Jedynego gola dla biało-czerwonych strzeliła wówczas nowa gwiazda polskiego futbolu – Włodzimierz Lubański.
S – jak Slavia Ruda Śląska. Pierwszy klub Pohl. Jeszcze przed zakończeniem drugiej wojny światowej, dziesięcioletni chłopiec zaczął trenować w Slavii. Nic dziwnego, chłopiec chciał być jak jego starszy brat, Zygfryd Pohl, który był piłkarzem Slavii Ruda Śląska. Po pięciu latach Ernest zadebiutował w seniorskim zespole klubu i grał tam na tyle dobrze, że był powoływany do reprezentacji Śląska. I to właśnie podczas sparingu w barwach tej drużyny przeciwko Garnizonowemu WKS Łódź, został zauważony przez resortowy klub i w ramach zasadniczej służby wojskowej sprowadzony do centralnej części kraju. Pohl pozostał jednak przywiązany do Slavii. – Ernest grając w Górniku nigdy nie chciał występować przeciwko swojemu macierzystemu klubowi, czy to w meczach pucharowych, czy to w sparingach. Tak wielki miał szacunek do Slavii – opowiadał Bernard Jarosz, były piłkarz i prezes klubu z Rudy Śląskiej. Rodzinne miasto Pohla upamiętniło wybitnego sportowca nazwą ulicy i tablicą pamiątkową na stadionie.
T – jak Tottenham. Choć Górnik mistrzem Polski był zarówno w 1957, jak 1959 roku, to w europejskich pucharach zadebiutował dopiero wówczas, gdy… mistrzostwa nie zdobył. Wszystko dlatego, że do 1962 roku polską ligę rozgrywano systemem wiosna-jesień. Mistrz kraju musiał więc czekać ponad pół roku na start w Pucharze Europy, który ruszał jesienią, a kończył się wiosną. Uznano więc, że aby mistrz Polski wziął w nim udział, musi znajdować się w czołowej trójce na półmetku kolejnego sezonu. Górnik tego wymogu nie spełnił jednak, ani w 1958, ani w 1960 roku. W 1961 roku zabrzanie jednak skorzystali ze słabszego początku sezonu Ruchu Chorzów i to Górnik zamiast rywala zza miedzy zagrał w Pucharze Europy.
Debiut Górnika w europejskich pucharach był doprawdy okazały. W pierwszym meczu prowadził już 4:0 (jednego z goli strzelił Pohl) z Tottenhamem Hotspur. Ówczesny mistrz Anglii w końcówce zdobył jednak dwie bramki, a podczas rewanżu w Londynie całkowicie rozbił zabrzan. Górnik przegrał na White Hart Lane 1:8 i tylko niewielkim pocieszeniem dla Polaków był fakt, że pięknego gola strzelił Pohl.