Minęło już 12 lat… Choć niektórym może wydawać się to zaskakujące, to rzeczywistość jest właśnie taka, że największy polski stadion służy kibicom i innym odwiedzającym już ponad dekadę. W tym czasie PGE Narodowy w Warszawie gościł wiele sław światowej muzyki, uczestników wydarzeń biznesowych, targów, a także przedstawicieli wielu dyscyplin m.in. żużlowców, siatkarzy, zawodników sportów walki czy nawet windsurferów. Pełnił też funkcję szpitala, w którym personel medyczny ratował zdrowie i życie pacjentów podczas pandemii COVID-19. Przede wszystkim jednak, był tym, do czego został stworzony – areną wielkich piłkarskich spotkań i domem reprezentacji Polski. Do tej pory biało-czerwoni podejmowali rywali w tym miejscu 38 razy. Wygrali 22-krotnie i tylko w 5 przypadkach schodzili z boiska pokonani. I choć niesamowita seria meczów bez przegranej (trwająca blisko 8 lat) dobiegła już końca, spotkań, do których warto wrócić pamięcią, nie brakuje.
Historia stołecznego giganta rozpoczęła się nietypowo, bo w dzień, który w kalendarzu pojawia się tylko raz na cztery lata. Dla wszystkich było jasne, że na pierwszy mecz rozgrywany w tym miejscu od czasu zamknięcia Stadionu Dziesięciolecia, musiał zjawić się rywal z najwyższej półki. Tym bardziej, że biało-czerwoni dokładnie 100 dni później rozpoczynali w roli współgospodarza turnieju Euro 2012. Na spotkanie z kadrą Franciszka Smudy przyjechała więc Portugalia z Cristiano Ronaldo na czele. I choć bezbramkowe widowisko nie zachwyciło, dokładnie 53179 kibiców, którzy tego dnia po raz pierwszy zasiadli na trybunach nowego obiektu, nie mogło żałować poświęconego czasu.
W tym składzie reprezentacja Polski na czele z kapitanem – Jakubem Błaszczykowskim, rozpoczęła pierwszy, historyczny mecz na Stadionie Narodowym w Warszawie.
Na ten dzień nad Wisłą czekali wszyscy, od chwili w której ówczesny Prezydent UEFA – Michel Platini, ogłosił przyznanie organizacji mistrzostw Europy w 2012 roku Polsce i Ukrainie. W meczu otwarcia w Warszawie biało-czerwoni mierzyli się z reprezentacją Grecji i z początku wszystko przebiegało po myśli gospodarzy. Po krótkiej, choć efektownej ceremonii otwarcia, od pierwszych minut to zespół Franciszka Smudy przeważał na boisku. I kiedy w 17. minucie Robert Lewandowski otworzył wynik, zdobywając również premierową bramkę w dziejach Stadionu Narodowego, 56 tysięcy kibiców oszalało z radości! Później było już jednak znacznie gorzej. Czerwona kartka Wojciecha Szczęsnego, rzut karny obroniony przez Przemysława Tytonia i ostateczny podział punktów, pozostawiał spore poczucie niedosytu.
Występ na Euro zakończył się rozczarowaniem, a po odpadnięciu już po fazie grupowej, Polacy musieli zacząć myśleć o rywalizacji o przepustki do kolejnej wielkiej imprezy – mundialu 2014 w Brazylii. W eliminacjach los skojarzył naszą reprezentację (już pod wodzą Waldemara Fornalika) z odwiecznymi rywalami – Anglikami. Mecz z Synami Albionu zapisał się w historii przede wszystkim za sprawą tego, że… został przełożony. Pierwotnie miał zostać rozegrany dzień wcześniej, ale ulewa, która przeszła nad stolicą, przy jednocześnie złożonym dachu sprawiła, że murawa zamieniła się w wielki basen, na którym gra w piłkę była po prostu niemożliwa.
Długie oczekiwanie na decyzję o przełożeniu spotkania było sporym wyzwaniem dla służb porządkowych, próbujących powstrzymać chętnych do kąpieli na Stadionie Narodowym.
Mecz - legenda. Ale nie może być inaczej. Reprezentacja Niemiec była do tego dnia jedyną, której polskim piłkarzom nie udało się wcześniej pokonać. Co więcej na Stadion Narodowy przyjechała w roli świeżo upieczonego mistrza świata. Tym bardziej sukces drużyny prowadzonej przed Adama Nawałkę wprawił Polaków w narodowy zachwyt, a naszą drużynę poniósł najpierw do awansu, a później do świetnego wyniku na Euro 2016 we Francji. Co więcej mecz z naszymi zachodnimi sąsiadami był pierwszym z serii 21, w których na tym obiekcie biało-czerwoni nie dali się pokonać.
Choć polscy kibice z największą nostalgią wspominają zawsze występy i sukcesy drużyny narodowej, nie można nie wspomnieć, że Stadion Narodowy od lat jest również areną ważnych zmagań klubowych. To tu tradycyjnie 2 maja rozgrywane są mecze finałowe o Puchar Polski, a w 2015 roku właśnie w Warszawie odbyło się decydujące spotkanie w rozgrywkach Ligi Europy UEFA. W konfrontacji ukraińskiego Dnipro z hiszpańską Sevillą nie zabrakło również polskiego akcentu, bo wraz z drużyną z Andaluzji sukces świętował zdobywca jednej z bramek, reprezentant Polski – Grzegorz Krychowiak.
Grzegorz Krychowiak z drużyną Sevilli zwycięstwo w Lidze Europy świętował dwukrotnie. Rok po sukcesie w Polsce, ekipa z Hiszpanii sięgnęła po trofeum w szwajcarskiej Bazylei.
Wygrana z Niemcami nie sprawiła, że wywalczenie przepustek do Euro nad Sekwaną przyszło naszym piłkarzom bez problemów. Do ostatniej kolejki zmagań grupowych toczyli zacięty bój z reprezentacją Irlandii, z którą zmierzyli się na PGE Narodowym (pod tą nazwą od lipca 2015 roku) dokładnie rok po pamiętnym triumfie nad zespołem Joachima Löwa. I choć tym razem wszystkie bramki padły już przed przerwą, do ostatnich sekund emocji nie brakowało. Po końcowym gwizdku można było rozpocząć świętowanie w myśl umieszczonego na okolicznościowych koszulkach piłkarzy hasła: „Vive la Pologne!”
Minął niemal kolejny rok, a warszawski obiekt znów był świadkiem emocjonującego spotkania z reprezentacją Polski w roli głównej. Po falstarcie w eliminacjach rosyjskiego mundialu 2018 i remisie w Kazachstanie 2:2, do stolicy przyjechał typowany na najpoważniejszego grupowego rywala kadry Adama Nawałki - zespół Danii. I choć po hat-tricku Roberta Lewandowskiego gospodarze prowadzili już trzema bramkami, dwa trafienia zespołu ze Skandynawii podniosły ciśnienie publiczności i do samego końca trzymały wszystkich w niepewności.
To stało się już niemal tradycją, że drugi tydzień października przynosił ważne i pamiętne wydarzenia zarówno dla samej reprezentacji Polski, jak i stadionu, na którym najczęściej rozgrywała swoje spotkania. A co najważniejsze, kibicom ta pora roku zaczynała coraz bardziej kojarzyć się z sukcesami polskiego futbolu. Tym razem okazja do świętowania nadarzyła się po meczu z Czarnogórą, którego nasi piłkarze nie mogli przegrać, aby zapewnić sobie miejsce wśród 32 najlepszych drużyn świata. I choć jeszcze w 85. minucie na telebimach podwieszonych pod konstrukcją dachu PGE Narodowego wyświetlał się wynik 2:2, niesamowita końcówka gospodarzy nie pozostawiła żadnych złudzeń. Plan na lato 2018 stał się jasny – wyjazd na mundial do Rosji!
Awans do mistrzostw świata w Rosji nie byłby możliwy bez króla strzelców eliminacji. W 10 meczach Robert Lewandowski trafił do siatki 16 razy!
Wyjątkowy mecz w specjalnej oprawie z okazji 100-lecia istnienia Polskiego Związku Piłki Nożnej, okolicznościowe koszulki i… wreszcie styl, na który czekali kibice! Reprezentacja Polski prowadzona przez Jerzego Brzęczka od początku eliminacji Euro 2020 osiągała satysfakcjonujące wyniki (prowadziła w grupie z kompletem trzech zwycięstw), ale mimo to, do postawy naszej drużyny wielu fanów i komentatorów miało zastrzeżenia. Tych nie mogło być po efektownej wygranej z Izraelem, bo tego dnia na grę biało-czerwonych patrzyło się po prostu z przyjemnością.
Kiedy naprzeciwko reprezentantów Polski stają Anglicy, zawsze odżywają wspomnienia z pamiętnego zwycięskiego remisu na Wembley w eliminacjach mundialu 1974. Nie inaczej było tym razem w Warszawie i choć nie udało powtórzyć się, jak dotąd jedynego zwycięstwa nad Wyspiarzami, kibice opuszczali trybuny w dobrych nastrojach. A to za sprawą remisu uratowanego w niesamowitych okolicznościach. Wicemistrzowie Europy byli bowiem o włos od zdobycia polskiej twierdzy, którą rzutem na taśmę obronił Damian Szymański. Takie remisy smakują jak wygrane!