Gabinet Sobolewskiego w siedzibie Kombudu nie był godny wielkiego wizjonera. Przy Nowotki 100 zajmował on niewielkie pomieszczenie na parterze. Sobolewskiego można było spotkać też przy Armii Czerwonej w klubie, ale interesy załatwiał głównie tutaj. Zwykłe biurko, dwa drewniane krzesła z jednej jego strony, fotel z brązowym skórzanym obiciem z drugiej. Pod ścianą materiałowe foteliki i stolik. Ściany pomalowane na jasny kolor zbliżony do żółtego. W sumie jakieś 15 metrów kwadratowych. Nic specjalnego. Sobolewski nie przywiązywał wagi do luksusów. W tym niepozornym pokoju zapadały być może najważniejsze decyzje w polskim futbolu na przełomie lat 70. i 80. Tu nieoficjalnie obradowała sekcja piłki nożnej, choć oficjalne decyzje zapadały na Widzewie. Zazwyczaj w gabinecie dyrektora Jerzego Kuźniaka na piętrze, bo przecież Sobolewski przez kilka lat nie mógł nawet doczekać się swojego własnego pokoju. Kuźniak czasem brał udział w tych obradach, ale nie zawsze. Jego obecność nie była obowiązkowa. Choć był dyrektorem, to ograniczał się do spraw administracyjnych. Mózgiem był Sobolewski. Gdy powierzał prowadzenie Widzewa Pawłowi Kowalskiemu, wiadomo było, że ma już obrany kolejny cel. W pokoju Sobolewskiego szefowie klubu doszli do wniosku, że drużyny nie zadowala tylko walka w lidze.