B – jak Benítez, Rafael. Trener, pod wodzą którego polski bramkarz osiągnął największy sukces w karierze. Hiszpan prowadził Liverpool z Dudkiem w składzie od 2004 roku i już po kilkunastu miesiącach wygrał z The Reds Puchar Europy. I mimo, że kluczową rolę w tamtym sukcesie odegrał właśnie golkiper znad Wisły, już od kolejnego sezonu szkoleniowiec posadził go na ławce rezerwowych, stawiając na swojego rodaka – Pepe Reinę, którego sprowadził na Anfield Road.
C – jak Concordia Knurów. Zanim po latach owocnej kariery Dudek wspiął się na piłkarski szczyt, pierwsze kroki w futbolu stawiał właśnie w niewielkim mieście na Śląsku. Choć przyszedł na świat w oddalonym o ok. 20 kilometrów Rybniku, to właśnie knurowskie Szczygłowice, były całym jego światem w latach dzieciństwa. Biorąc pod uwagę możliwości rozwoju i skomunikowanie, dla rodzinnej miejscowości bramkarza, kluczowe jest położenie pomiędzy wspomnianym Rybnikiem, a znajdującymi się o połowę bliżej – od strony północnej – Gliwicami. Nieopodal znajdują się również inne miasta z Katowicami na czele czy Tychami, z którymi sam bramkarz związał się już w czasach seniorskiej gry w piłkę. Jak sam po latach przyznawał w wywiadach, jako kilkulatek nie przepadał za szkołą, a jego życie koncentrowało się głównie między boiskiem a podwórkiem. W Górniku (taką nazwę nosił wcześniej klub) grę w piłkę zaczynał jako dwunastolatek, co ciekawe również na lewej obronie. Jako senior w drużynie występującej na niższych szczeblach rozgrywkowych, grał do końca 1995 roku, kiedy trafił do ekstraklasowego Sokoła. W 2005 roku Rada Miasta Knurowa przyznała piłkarzowi tytuł Honorowego Obywatela.
D – jak Dudek Dance. Prawdopodobnie niewielu jest w Polsce i w Europie fanów futbolu, którzy nie kojarzyliby tego pojęcia. I choć polski bramkarz już po zakończeniu kariery dwukrotnie odmówił udziału w telewizyjnym show „Dancing with the Stars. Taniec z gwiazdami”, właśnie za sprawą tańca przeszedł do historii. Nie chodzi jednak o jego wyczyny na parkiecie, a o konkurs rzutów karnych w pamiętnym finale Ligi Mistrzów 2005, w którym jego oryginalne zachowanie na linii bramkowej, skutecznie dekoncentrowało piłkarzy Milanu.