Meksyk - Polska 5:0 (05.02.1985)Meksyk - Polska 5:0 (05.02.1985)
KronikiBo trawa była za gruba...
Bo trawa była za gruba...
Autor: Rafał Byrski
Data dodania: 5.02.2024
Źródło: equiposdefutbol2.blogspot.comŹródło: equiposdefutbol2.blogspot.com

Propozycja była kusząca. Kto nie chciałby polecieć do Meksyku w środku polskiej zimy? I to jeszcze na rok przed mundialem, który miał odbyć się właśnie w Kraju Azteków. Na dodatek gościnni gospodarze gwaratanowali solidny zastrzyk gotówki dla PZPN za przylot trzeciej drużyny świata. Tak, tak. Właśnie w tej roli kadra Antoniego Piechniczka była witana w kraju organizatora zbliżającego się mundialu. Ale tournée biało-czerwonych rozpoczęło się jak z sennego koszmaru. 5 lutego 1985 roku nasi piłkarze przegrali z Meksykiem 0:5. Klęska w Queretaro była tym bardziej przykra, że można jej było uniknąć. Okoliczności tej porażki, a później jej tłumaczenia przeszły do historii. Ale po kolei.  

Z SAMOLOTU NA BOISKO

Polacy przylecieli do Meksyku bez kilku gwiazd: Józefa Młynarczyka, Władysława Żmudy, Zbigniewa Bońka i Włodzimierza Smolarka. Ale ta osłabiona kadra i tak sprawiała solidne wrażenie. Do „starych wyjadaczy”, medalistów hiszpańskiego mundialu (Jacka KazimierskiegoRomana Wójcickiego, Waldemara Matysika, Andrzeja Buncola) doszło nowe, zdolne pokolenie (Dariusz Wdowczyk, Dariusz Kubicki, Waldemar Prusik). Do tego duet błyskotliwych napastników (Mirosław Okoński i Dariusz Dziekanowski), który dzięki bajecznej technice był w stanie wkręcić w murawę każdego obrońcę. Ta drużyna wyglądała naprawdę nieźle. Ale tylko na papierze.

Biało-czerwoni wyszli na mecz z Meksykiem niemal prosto z… samolotu. Niestety nie była to przenośnia, ani „licencja poetica”. W Polsce był środek zimy, a w Queretaro… wręcz przecwinie.  A nie było czasu na aklimatyzację i chwilę odpoczynku. Z marszu trzeba było zagrać z groźnymi i ambitnymi gospodarzami, których prowadził trenerski obieżwyświat. Serb Bora Milutinović przeszedł do historii z racji tego, że był na pięciu mundialach. Ale to nie wszystko. Za każdym razem w roli szkoleniowca innej reprezentacji. Rozpoczął od Meksyku (1986), a później były: Kostaryka (1990), Stany Zjednoczone (1994), Nigeria (1998) i na koniec Chiny (2002). Tylko z tą ostatnią drużyną nie wyszedł z grupy. 

Wrócmy jednak do Queretaro bo tam mecz Meksyk – Polska miał uświetnić uroczyste otwarcie szykowanego specjalnie na mundial stadionu o wdzięcznej nazwie La Corregidora.  Oczywiście na tak ważnym wydarzeniu nie mogło zabraknąć ważnych gości. Prezydent Meksyku Miguel de la Madrid przyleciał na stadion śmigłowcem wzniecając przy okazji tumany kurzu. W loży honorowej zasiedli także luminarze z FIFA:  przewodniczący Joao Havelange i sekretarz generalny Sepp Blatter. Towarzyszył im szef meksykańskiej federacji Rafael Castillo. A później zaczęła się gra. 

 

 

Skrót meczu (bez komentarza)

ZA OSTRE ŹDŹBŁA 

Gospodarze z kopyta ruszyli do ataku, a Polacy… jeszcze spali. Zmęczenie podróżą, brak aklimatyzacji i gra na wysokości (stadion w Querataro jest położony 1850 metrów n. p. m.) zrobiły swoje. Ostre strzelanie rozpoczął już w 8. minucie Tomas Boy. Do przerwy było 3:0 dla rozpędzonych Meksykanów. Przy drugim golu – Manuela Negrete - nie popisał się Jacek Kazimierski, który wypuścił piłkę po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. W 73. minucie zdenerwowany błędami bramkarza Legii Antoni Piechniczek dał szansę debiutantowi Eugeniuszowi Cebratowi. Golkiper Górnika Zabrze na pierwszy mecz w drużynie narodowej czekał... prawie dekadę. Pierwsze powołanie dostał w marcu 1976 roku jeszcze od Kazimierza Górskiego. Wtedy Cebrat nie „odkleił się” od ławki rezerwowych. W Queretaro zachował czyste konto, ale wszedł tuż po piątym golu. A przyczyn porażki, nawet po latach, polscy piłkarze upatrywali w... nietypowej murawie.  

Ktoś może uważać to za wymówkę, ale ta trawa była naprawdę dziwna. Wielka i gruba, a murawa gąbczasta. Czułem, jakbym do niej wpadał. Nigdy wcześniej nie grałem na czymś takim.

Waldemar Matysik
Wypowiedź pochodzi z książki Pawła Czado i Beaty Żurek „Piechniczek. Tego nie wie nikt”; Wydawnictwo Agora, Warszawa 2015

Trzeba było mocniej kopnąć piłkę, żeby odpowiednio szybko dotoczyła się do kolegi. Trochę obawialiśmy się robić wślizgi, bo – choć to dziwnie brzmi – źdźbła były ostre i powodowały bolesne otarcia. Ten mecz to było zabójstwo. Meksykanie nami zakręcili, a my nie mieliśmy sił, żeby się odgryźć.

Roman Wójcicki
Wypowiedź pochodzi z książki Pawła Czado i Beaty Żurek „Piechniczek. Tego nie wie nikt”; Wydawnictwo Agora, Warszawa 2015

DZIEŃ PO DNIU

Kolejny mecz Polacy zagrali już… następnego dnia. Także w Queretaro. Zremisowali z Bułgarią (2:2), a trener Piechniczek narzekał z kolei na... układ gier. Jego zdaniem najpierw trzeba było spotkać się z Bułgarami, a dopiero później z Meksykanami. Na koniec tego lutowego tournee biało-czerwoni zagrali jeszcze dwa mecze z Kolumbią (wygrali 2:1 oraz przegrali 0:1) i wrócili do Polski. Ale do historii przeszedł głównie blamaż z Meksykiem. A ze spotkania z gospodarzami zapadł w pamięć jeszcze jeden obrazek - gdy fani na stadionie w Queretaro ćwiczyli „meksykańską falę”. Próba wypadła pomyślnie, a twórcze rozwinięcie nastąpiło rok później na mundialu.  

Ćwiczyli to przed mundialem - meksykańska fala na trybunach stadionu w Querétaro.