Jack Baranowski jest kolejnym piłkarzem, którego rodzice po wejściu Polski do Unii Europejskiej ułożyli sobie życie na Zachodzie, jednak zaszczepili w dzieciach miłość do kraju nad Wisłą. O wiele rzadziej zdarza się jednak, by reprezentant Polski w piłce nożnej był jednocześnie rekordzistą Wielkiej Brytanii w lekkiej atletyce. A tak jest w przypadku 14-latka.
Baranowski we wrześniu został powołany przez trenera Rafała Lasockiego na zgrupowanie selekcyjne przygotowującej się do pierwszych meczów reprezentacji Polski U15. Jacek z radością przyjechał do Siedlec, gdzie pokazał się z dobrej strony choćby podczas wygranego 4:2 spotkania ze Słodką Polską, a więc występującą pod patronatem PZPN reprezentacją Polski dzieci z cukrzycą. No właśnie, „Jacek”, a nie „Jack”, bo tak mówią na niego polscy koledzy, trenerzy i cała rodzina, choć w jego paszporcie widnieje angielska wersja tego imienia. Rodzice zdecydowali się zarejestrować go z anglosaskim imieniem ze względów praktycznych. Młody piłkarz ma bowiem starszego o cztery lata brata – Pawła. Dla Anglików imię to było trudne do wymówienia. – Dzieci łamały sobie język na imieniu Pawła. Nie chcieliśmy, żeby Jacek czuł się inaczej niż rówieśnicy, bo nie każde dziecko czy nauczyciel umieliby nazwać go polskim imieniem. A wtedy, w 2010 roku, wiedzieliśmy już, że zamierzamy zostać w Anglii na stałe, więc nie zamierzaliśmy synowi komplikować życia w przyszłości – tłumaczy Marcin Baranowski, ojciec reprezentanta Polski U15.
Marcin Baranowski do Wielkiej Brytanii wyjechał w 2004 roku. Jak wspomina, tylko na wakacje. Minęły jednak dwie dekady, założył tam rodzinę i ułożył sobie życie. – Miałem 20 lat, wraz z kolegami chcieliśmy przeżyć przygodę. Pojechaliśmy na dwa-trzy miesiące. Chwytaliśmy się różnych dorywczych prac. Ofert było wówczas bez liku, w zasadzie codziennie można było zmieniać robotę. Był nawet okres, że rzeczywiście tak robiłem – śmieje się tata Jacka Baranowskiego.
Panu Marcinowi wiodło się wówczas lepiej niż przypuszczał, więc postanowił pozostać w Anglii na rok. W tym czasie jego partnerka miała skończyć szkołę średnią, a potem zamierzali wspólnie podjąć decyzję o przyszłości. – Planowaliśmy, by po wakacjach wrócić do Polski. Plany się jednak zmieniły, bo moja dziewczyna, a obecna żona, zaszła wtedy w ciążę – uśmiecha się Marcin Baranowski. Ostatecznie państwo Baranowscy zdecydowali się jeszcze na kilkumiesięczną rozłąkę, a gdy urodził się ich pierwszy syn, Paweł, postanowili o zamieszkaniu w Wielkiej Brytanii.
Młoda polska rodzina osiadła w Blackburn, gdzie w 2009 roku urodził się Jack. Długo wydawało się, że ze sportem nie będzie miał do czynienia. – Do ósmego roku życia był kuleczką siedzącą w domu, czytającą masę książek i grającą na komputerze w Minecrafta – opowiada ojciec piłkarza. Wszystko zmieniło się, gdy starszy brat Jacka rozpoczął treningi piłkarskie. – Baliśmy się z żoną, że zawsze będzie miał okrągłą sylwetkę. Zdziwiło nas, ale i bardzo uszczęśliwiło, gdy powiedział, że chce grać w piłkę – dodaje Marcin Baranowski.
Chęć gry to jedno, ale możliwości, to zupełnie co innego. A właśnie z tym był w Blackburn kłopot. W lokalnych zespołach nie było miejsca dla kolejnych zawodników. – W takim wypadku sam musiałem stworzyć drużynę. Lokalny klub zaoferował, że jeżeli skończę kurs trenerski na poziomie grassroots, to on pomoże mi z formalnościami i w skompletowaniu zespołu – wspomina początki kariery syna Marcin Baranowski, który zaczął trenować zespół złożony z angielskich oraz kilku polskich chłopców.
Prowadził w klubie swojego syna przez rok, bo po tym czasie okazało się, że Jacek ma naprawdę duże umiejętności. Został więc przeniesiony do lepszego zespołu w tym samym klubie. Ze względu na ogromne zainteresowanie dzieci, system lig niedzielnych był bowiem tak zorganizowany, że jeden klub mógł mieć kilka drużyn. Ekipa Baranowskich wystawiła ich osiem, a Jacek po kilkunastu miesiącach treningów został przesunięty do najlepszego zespołu w swoim roczniku. Po zakończeniu sezonu państwo Baranowscy postanowili jednak, że najkorzystniejsza dla rozwoju ich syna będzie rywalizacja na wyższym poziomie. Jacek przeszedł więc do innego klubu, w którym grał z zawodnikami starszymi o rok, a nawet dwa.
Wkrótce czekała go jednak kolejna zmiana. Został bowiem zaproszony na testy do Blackburn Rovers, którego akademia jest jedną z najbardziej prestiżowych w Anglii. Ze względów formalnych Jacek miał jednak mniej czasu, niż jego rówieśnicy, by przekonać do siebie szkoleniowców. – Brytyjczykom kluby oferują zazwyczaj 6-12 tygodni stażu. Jacek ma jednak tylko polski paszport, więc mógł uczestniczyć w maksymalnie dwutygodniowych testach – wyjaśnia Marcin Baranowski. Jego syn urodził się i wychował w Anglii, więc potwierdzenie brytyjskiego obywatelstwa byłoby tylko kwestią załatwienia formalności. W każdym razie podczas testów w Blackburn Rovers traktowany był jako obcokrajowiec. Dwa tygodnie wystarczyły jednak, aby zachwycić trenerów. Od tamtej pory Jacek Baranowski jest zawodnikiem młodzieżowych drużyn tego klubu.
Grę w klubie piłkarskim 14-letni Polak łączy jednak ze startami w zawodach lekkoatletycznych. Staje się to mniej zaskakujące, gdy pozna się historię jego rodziców. Państwo Baranowscy byli biegaczami i zakochali się w sobie podczas obozu lekkoatletycznego. Oboje odnosili sukcesy w młodzieżowych mistrzostwach Polski. Mama Jacka biegała na długich dystansach (na 1500, 3000 oraz 5000 metrów), a tata – na średnich (m.in. na 800 i 1500 metrów). Był nawet wicemistrzem Polski w biegu na 600 metrów w kategorii do lat 15.
Nic więc dziwnego, że dzieci usportowionych małżonków także zainteresowały się lekkoatletyką. – Starszy syn, Paweł, miał wielki talent, ale chyba za bardzo na niego naciskaliśmy. Chcieliśmy żeby biegał. Zniechęcił się, wolał piłkę. Obecnie chodzi do college’u i rekreacyjnie grywa w piłkę – opowiada pan Marcin. Nauczeni tym doświadczeniem państwo Baranowscy nie namawiali Jacka na treningi biegowe. W zasadzie dopiero, gdy podczas testów w Rovers okazało się, że ma świetne wyniki wydolnościowe i szybkościowe, postanowił spróbować swoich sił na bieżni. Podobnie, jak w piłce nożnej, sukcesy przyszły bardzo szybko. W 2023 roku pobił w swojej kategorii wiekowej rekordy Wielkiej Brytanii w biegach na 1200 oraz 1500 metrów. Był także bliski ustanowienia rekordu na 800 metrów, jednak zabrakło mu ułamków sekundy, a w 2024 roku zdobył na tym dystansie srebrny medal mistrzostw Anglii.
Rodziców piłkarza równie mocno cieszy fakt, że Jacek ma ogromną chęć do łączenia dwóch dyscyplin sportu. – Ja mu tylko wspominam, kiedy i gdzie są zawody, w których możemy uczestniczyć, a on sam decyduje, czy ma chęć wystartować. Piłka jest dla niego na pierwszym miejscu, ale kiedy tylko ma wolną chwilę, to stara się także rywalizować na bieżni – opowiada ojciec reprezentanta Polski U15. Wolnych chwil jest jednak niewiele. Jacek Baranowski rekordy kraju ustanowił praktycznie bez specjalistycznego przygotowania. W jego przypadku ogranicza się ono do treningów z ojcem w przerwach między rundami sezonu piłkarskiego. – Swoją przyszłość wiążę z piłką nożną, więc liczę, że zrobię karierę w tej dyscyplinie – przyznaje Jacek Baranowski.
Z czasem łączenie dyscyplin staje się jednak coraz trudniejsze. – Dwa-trzy razy zdarzyło się, że Jacek miał zawody lekkoatletyczne w sobotę, a mecz w niedzielę. W Rovers jest taka zasada, że w wyjściowym składzie mogą zagrać tylko ci zawodnicy, którzy dzień wcześniej byli na treningu. Kiedy zatem Jacek w sobotę biegał, to w niedzielę grał mniej, bo wchodził z ławki. Były to jednak wyjątkowe sytuacje i ważne starty, jak na przykład eliminacje mistrzostw Anglii. W klubie tego nie pochwalają, bo inwestują czas i pieniądze w Jacka, więc wolą, aby skupiał się na piłce i nie ryzykował kontuzji. Trzeba jednak przyznać, że cieszą się z jego osiągnięć i gratulują mu sukcesów na bieżni – wyjaśnia Marcin Baranowski.
W Blackburn Jackowi gratulowano także powołania do piłkarskiej reprezentacji Polski U15. Było to możliwe dzięki projektowi „Tarczyński Gramy dla Polski”. Piotr Soczyński, skaut PZPN w Wielkiej Brytanii, obserwował postępy młodego piłkarza już wiele miesięcy wcześniej, a ostatecznie zawodnik akademii Blackburn Rovers trafił do kadry we wrześniu 2024. – Czułem radość i zaszczyt ze względu na to, że mogłem zagrać z orzełkiem na piersi. Kiedy dostałem zaproszenie na zgrupowanie, to nie miałem żadnych wątpliwości, że chcę grać właśnie dla Polski – podkreśla urodzony w Anglii pomocnik. Choć wychował się w innym kraju, to jest blisko związany z ojczyzną. Przez wiele lat wspólnie z bratem każde wakacje spędzał u dziadków, płynnie mówi po polsku i inspiruje się rodakami. Jako idola wskazuje Roberta Lewandowskiego, choć występuje na innej pozycji. – Lubię biegać i pracować w ofensywie oraz w defensywie, dlatego rola pomocnika jest moją ulubioną – podkreśla.
Właśnie w środku pola był ustawiany podczas treningów w reprezentacji Polski U15, w trakcie którego był przeszczęśliwy. – Po powrocie ze zgrupowania Jacek jeszcze poważniej zaczął traktować piłkę. A przecież i tak już całe dnie spędzał z piłką, nie pił napojów gazowanych i właściwie odżywiał się głównie wodą, owocami i warzywami. Nawet czekoladę w dniu zawodów muszę w niego wmuszać, bo poza tym w ogóle nie je słodyczy. Po tym, jak zagrał z orzełkiem na piersi, myśli już tylko o kolejnym powołaniu – kończy Marcin Baranowski.