Jacek BayerJacek Bayer
Kroniki29 grudnia 1964
29 grudnia 1964
Autor: Adrian Woźniak
Data dodania: 29.12.2023
FOT. SPARTA AUGUSTÓWFOT. SPARTA AUGUSTÓW

Podlasie. Życie w tym zakątku Polski toczy się wolniej, a ludzie są życzliwi i otwarci. Region ten słynie z pięknych krajobrazów, które urzekły reżysera Jacka Bromskiego. To właśnie tam umieścił akcję kultowej komedii „U Pana Boga za piecem” oraz jej kontynuacje. Podlasie to także Puszcza Białowieska, pyszna regionalna kuchnia i słynny na cały kraj trunek zwany „Duchem Puszczy”. Piłkarską dumą regionu jest naturalnie Jagiellonia Białystok. Klub ten wydał na świat niejednego bardzo dobrego piłkarza. Do dziś za ikonę Jagi uznaje się Tomasza Frankowskiego. Nim jednak nastała era „Franka”, w Białymstoku grał inny napastnik, którego uwielbiali miejscowi fani. Nazywał się Jacek Bayer.

 

Już jako żulik – co w białostockiej gwarze oznacza małego chłopca – wiedział, że jest skazany na futbol. Wywodził się bowiem z wybitnie piłkarskiej rodziny. Jego ojciec, wujkowie i kuzyn Dariusz byli zawodnikami białostockich drużyn – Gwardii, Włókniarza, Hetmana czy Jagiellonii. Nic dziwnego, że Bayer junior postanowił kontynuować rodzinne tradycje.

 

„DUŻY” MOŻE WIĘCEJ

Paradoksalnie, do małych raczej nie należał. Z racji wysokiego wzrostu na Bayera koledzy wołali „Duży”. Jako 10-latek częściej grywał z dorosłymi. W jego dzielnicy odbywały się cyklicznie mecze żonatych z kawalerami, a występy w nich młodego Bayera stały się tradycją. To była jednak tylko zabawa. Na poważnie zaczął grać w piłkę w Jagiellonii – w wieku 14 lat. Z juniorami tego klubu osiągnął pierwszy sukces – brązowy medal mistrzostw Polski.

Po skończeniu zawodówki nie miał sprecyzowanych planów na przyszłość. Treningi w Jadze łączył z pracą w klubie – w roli... konserwatora hali przy ulicy Jurowieckiej. Do jego obowiązków należało m.in. malowanie linii lub wymiana żarówek.

Ostatecznie zwyciężyła miłość do piłki, a jego gwiazda na dobre rozbłysła w białostockiej Gwardii. W III lidze imponował skutecznością, co w połączeniu ze 187 centymetrami wzrostu przełożyło się na liczbę zdobytych głową bramek.

 

Z DRUGIEJ LIGI DO KADRY

W Jagiellonii zameldował się z powrotem wiosną 1986 roku jako najlepszy napastnik trzeciego poziomu rozgrywkowego. W II lidze (czyli dzisiejszej I lidze) również był postrachem bramkarzy. Początkowo miał jednak pod górkę. Szkołę życia – jak sam to ujął w rozmowie z dziennikarzami portalu weszlo.com – przeszedł u trenera Janusza Wójcika, przez którego był ironicznie nazywany „królem strzelców z PTTK” (Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze).

 

W Gwardii byłem już nawet w paru meczach kapitanem, dostrzegano mnie i szanowano. Proponowano mi etat w milicji, gdzie mogłem ustawić się na przyszłość. A tu zderzenie z trenerem Wójcikiem – można się domyśleć jakie. Pamiętam, graliśmy sparing w Wiśle czy Karpaczu, rozgrzewałem się osiemdziesiąt minut. Wreszcie wszedłem, a po pięciu minutach Wójcik mnie zmienił. Czegoś takiego nie przeżyłem, o czymś takim nawet nie słyszałem. Człowiek zaczynał wątpić w swoje umiejętności.

Jacek Bayer
weszlo.com z 26 listopada 2018 r.

„Wójt” ostatecznie przekonał się do niego, a zdecydował o tym obóz przygotowawczy w Rybniku. „Duży” odwdzięczył się za zaufanie. W rundzie wiosennej sezonu 1985/1986 trafił do siatki 8-krotnie, a w kolejnym został królem strzelców z dorobkiem 23 bramek, wydatnie przyczyniając się do awansu Jagi do ekstraklasy.

Forma błyskotliwego snajpera nie uszła uwadze selekcjonera Wojciecha Łazarka, który powołał go na spotkanie z Cyprem (0:0) w eliminacjach mistrzostw Europy 1988.

Dla Cypryjczyków mecz w Gdańsku miał taki wymiar, jak dla nas spotkanie na Wembley. I tak jak bohaterem konfrontacji w Londynie był Jan Tomaszewski, tak na stadionie Lechii swój dzień miał Andreas Haritou. W tej sytuacji cypryjski bramkarz wygrał walkę o piłkę z Jackiem Bayerem.Dla Cypryjczyków mecz w Gdańsku miał taki wymiar, jak dla nas spotkanie na Wembley. I tak jak bohaterem konfrontacji w Londynie był Jan Tomaszewski, tak na stadionie Lechii swój dzień miał Andreas Haritou. W tej sytuacji cypryjski bramkarz wygrał walkę o piłkę z Jackiem Bayerem.
FOT. PAP

Jacek Bayer (z prawej) znany był ze świetnej gry głową. Jednak w debiutanckim występie w reprezentacji Polski przeciwko Cyprowi nie zdołał pokonać bramkarza gości ani głową, ani nogą.

To było dla mnie ogromne przeżycie. Dotarłem na zgrupowanie w środku nocy, miałem pociąg prosto po meczu w Radomiu. Nie mogłem spać, jechałem bardzo podminowany. Drugim debiutantem był wtedy Robert Warzycha, z którym trafiłem do pokoju. Dzięki temu, że byliśmy w podobnej sytuacji, było trochę łatwiej. Starsi zawodnicy przyjęli nas bardzo w porządku. Wiadomo, „grupa śląska” funkcjonowała trochę z boku, ale oni zawsze chodzili swoimi ścieżkami.

Jacek Bayer o powołaniu do kadry
Łączy Nas Piłka z 11 maja 2020 r.

Bayer wszedł na boisko po przerwie i mógł nawet strzelić gola. Tak się jednak nie stało, a debiutancki występ w kadrze okazał się... jedynym. Pan Jacek został pierwszym reprezentantem Polski w historii Jagiellonii (kolejnym był dopiero Kamil Grosicki w 2009 roku).

J. Bayer nie trafia z sześciu metrów

Obejrzałem po paru latach tę sytuację, wtedy wydawała mi się łatwiejsza. Wrzutka z lewej, odegrał Mirek Okoński do tyłu, ja strzeliłem z całej siły (…). Odchyliłem się, poszła w trybuny. Miałem spętane stresem nogi: przecież ja nigdy nie strzelałem na siłę, a tutaj właśnie w ten sposób. Ostatecznie zremisowaliśmy, a wtedy Cypr był postrzegany jako całkowity outsider. Duży wstyd. Mecz w kadrze doceniłem dopiero po latach: miałem przyjemność reprezentować biało-czerwone barwy, w dodatku w meczu o punkty.

Jacek Bayer o zmarnowanej sytuacji bramkowej
weszlo.com z 26 listopada 2018 r.

Z JAGĄ W FINALE, CZYLI POCZĄTEK KOŃCA

W ekstraklasie „Duży” w dalszym ciągu udowadniał, że jest jednym z najlepszych napastników w kraju. Był typową „dziewiątką”, lisem pola karnego, który przyczajony czekał na podania od kolegów. A gdy już dostał piłkę, wiedział, co z nią zrobić. Domeną Bayera była również – wspomniana wcześniej – gra głową oraz umiejętność strzelania jedenastek. Jego trafienia przyczyniły się m.in. do awansu Jagiellonii do finału Pucharu Polski w sezonie 1988/1989. W nim białostoczanom przyszło zmierzyć się z naszpikowaną gwiazdami Legią Warszawa, która triumfem w krajowym pucharze chciała powetować sobie brak mistrzostwa. Mecz okazał się jednym z najlepszych finałów w historii PP, ale dla Bayera i spółki skończył się porażką 2:5. „Duży” był autorem jednej z bramek. Finał z 1989 roku okazał się dla Jagiellonii początkiem końca. Po sezonie z zespołu zaczęli odchodzić najlepsi zawodnicy.

4:2 Poprzeczka J. Michalewicza, gol J. Bayera

Przegraliśmy ten finał, ale to był znakomity mecz. Dostaliśmy mnóstwo pochwał. To był jeden z najładniejszych finałów w historii. Przegraliśmy go jednak i – tak naprawdę – zespół przestał istnieć. Zaczęła się dziwna sytuacja. Wyprzedaż zawodników. To nie było tak, że chcieliśmy odejść. Po prostu tak nas potraktowano. Niepoważnie.

Jacek Bayer
sport.onet.pl z 6 sierpnia 2013 r.

Bayer przeniósł się z Białegostoku do Łodzi. Mimo jego dobrej gry i 9 ligowych goli, Widzew pożegnał się z ekstraklasą (podobnie jak Jagiellonia). Dla „Dużego” było to również definitywne rozstanie z najwyższym poziomem rozgrywkowym w Polsce.

W elicie może nie nagrałem się zbyt wiele, ale w ciągu trzech sezonów zdobyłem prawie 30 bramek, to raczej nie jest wielki powód do wstydu.

Jacek Bayer o grze w ekstraklasie
Łączy Nas Piłka z 11 maja 2020 r.

Kolejne lata spędził na boiskach II ligi. Z Widzewa przeniósł się do Siarki Tarnobrzeg. Do Jagiellonii wrócił w sezonie 1993/1994, ale po roku białostoccy działacze pożegnali ikonę klubu. Bayer pozostał wierny ukochanemu Podlasiu i w kolejnych latach reprezentował barwy klubów z tego regionu. Gdy już zawiesił buty na kołku, również nie ruszył się poza rodzinne strony. Jako trener pracował w Piaście Białystok, Sparcie Augustów czy Turze Bielsk Podlaski. I trudno się dziwić. Przecież wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.