Są pracowici i wytrwali. Przeszkody tylko pobudzają ich do działania. Pracę traktują jako realizację swoich ambicji. Lubią piąć się po szczeblach kariery i przewodzić innym. Władza jest jedną z tych rzeczy, bez których nie mogą żyć. Takie są podobno cechy ludzi spod znaku Skorpiona, a 23 października urodzili się Kazimierz Deyna (na zdjęciu z prawej) i Adam Nawałka. Dwaj liderzy i przywódcy reprezentacji Polski. Tylko w innych rolach, w innych czasach i na innym szczeblu kariery. Deyna był szefem na boisku, Nawałka został nim na trenerskiej ławce.
Dzieliła ich różnica wieku – Deyna urodził się w 1947 roku, Nawałka dziesięć lat później. Dzieliło ich także reprezentacyjne doświadczenie – gdy Nawałka debiutował w drużynie narodowej (1977), Deyna powoli się z nią żegnał. Łączy ich jeden wielki turniej – argentyński mundial (1978). Dla lidera i kapitana biało-czerwonych był to koniec wspaniałej i pełnej sukcesów reprezentacyjnej przygody, dla Nawałki miał być tylko wstępem do wielkiej gry. Skończyło się na pechu, licznych kontuzjach i depresji. Sam zainteresowany swoją piłkarską karierę podsumował krótko:
– Byłem tak podatny na różne dolegliwości, że czasami kładłem się zdrowy, a wstawałem kontuzjowany.
Ambicje i cele zrealizował dopiero w roli selekcjonera. Został pierwszym trenerem, który awansował z biało-czerwonymi do finałów mistrzostw Europy i mistrzostw świata.
Polska ekipa w ośrodku treningowym „Jockey Club” niedaleko Rosario, który był bazą treningową biało-czerwonych w czasie mundialu 1978. Stoją od lewej: Jerzy Gorgoń, Henryk Maculewicz, Adam Nawałka, Kazimierz Deyna, Bohdan Masztaler, jeden z pracowników ośrodka, Grzegorz Lato, Włodzimierz Lubański, Zbigniew Boniek i Marek Kusto. Klęczą od lewej: Andrzej Iwan i Jacek Gmoch.
Deyna był przywódcą na boisku i poza nim. Małomówny, skryty, chodzący własnymi ścieżkami. Autorytet zyskał dzięki niesamowitym umiejętnościom. O jego pozycji w zespole napisali Stanisław Terlecki i Rafał Nahorny w książce „Pele, Boniek i Ja”. Sytuacja miała miejsce jesienią 1976 roku, gdy piłkarze kadry jechali na konsultacje, które selekcjoner Jacek Gmoch zaplanował na Stadionie Śląskim w Chorzowie.
► ZOBACZ ALFABET O KAZIMIERZU DEYNIE
„Wielu piłkarzy, jadąc samochodami z Bydgoszczy, Łodzi, Warszawy, spotykało się na trasie katowickiej i razem, w kolumnie, jechało do Chorzowa. […] W pewnym momencie sznur pędzących „katowicką” samochodów minęła beemka. Kto mógł nią jechać? Oczywiście Kaziu Deyna. Kaka zasuwał rzecz jasna najnowszym modelem bmw. No i prowadził. Co lider, to lider. Nikt go nawet nie śmiał wyprzedzać. Jechaliśmy w rządku za kapitanem, aż tu nagle Kaziu, zamiast jechać prosto do Chorzowa, skręcił w lewo. Jadący tuż za nim chwilę się zawahał, ale ponieważ znał drogę, nie pojechał za Deyną. Już na miejscu podczas zbiórki wszyscy czekali na Kazia. Minęła pierwsza godzina, druga, a Deyny nie było. Zaczęło się przesłuchanie pod hasłem: kto widział Kazia?
– Gdzie urwał się trop? – pytał Gmoch
– No, niedaleko Spodka, niedaleko obwodnicy – odpowiedzieliśmy zgodnie z prawdą.
Potem się okazało, że Deyna wcale nie pomylił drogi, a znalazł się… dopiero po tygodniu”.
Czy może być lepszy opis autorytetu i szacunku, jakim cieszył się Deyna?
► ZOBACZ STRONĘ MUNDIALU 1978, JEDYNEGO TURNIEJU, NA KTÓRYM WSPÓLNIE ZAGRALI DEYNA I NAWAŁKA
► ZOBACZ PAMIĘTNE GOLE KAZIMIERZA DEYNY