Władysław ŻmudaWładysław Żmuda
Kroniki10 lutego 1939
10 lutego 1939
Autor: Piotr Kuczkowski
Data dodania: 10.02.2024
FOT. CYFRASPORTFOT. CYFRASPORT

„Piłka jest moją pasją i moim życiem” – kiedy takie słowa padają z ust człowieka będącego już w sile wieku, który na świat przyszedł w przededniu II wojny światowej,  to nie mogą być rzucane na wiatr. Bez wątpienia dziś, pod takim stwierdzeniem podpisałyby się setki milionów ludzi na świecie, ale tylko nieliczni mają na ich poparcie swoje dokonania. Droga Władysława Żmudy na piłkarskie salony nie była ława. Dzieciństwo w najstraszniejszych latach XX wieku musiało odcisnąć piętno na całym jego późniejszym życiu. Po zakończeniu wojny wiedział, że to sport będzie tym, z czym zwiąże na lata swoją przyszłość. Choć początkowo nie myślał o karierze na boisku, czy na trenerskiej ławce.

Zanim został piłkarzem chciał być… nauczycielem wychowania fizycznego. Ale ten pomysł niespecjalnie przypadł do gustu rodzicom młodego Władysława. Byli zwolennikami bardziej „konkretnego” zajęcia, dlatego po ukończeniu technikum, zaczął pracować w zabrzańskiej hucie. Od pasji jednak nie jest łatwo uciec. Tym bardziej, że okoliczności okazały się sprzyjające. Po zmianie miejsca zatrudnienia, jego przełożonym został jeden z trenerów Slavii Ruda (dziś Ruda Śląska), w której Żmuda występował już od trampkarza. Tym samym mógł liczyć na przychylność szefa, a łączenie gry w piłkę z pracą stało się bardziej realne. Jednocześnie Żmuda nie zapomniał o planowanej w przyszłości pracy z młodzieżą. Z tego powodu skończył Studium Pedagogiczne w Katowicach. W 1961 roku ze Slavią awansował do II ligi, ale wtedy upomniało się o niego wojsko. Chcąc uniknąć pójścia „w kamasze” zatrudnił się w kopalni (górnicy nie podlegali wówczas obowiązkowemu poborowi). Pod ziemią uległ wypadkowi, który spowodował jego późniejsze problemy z kręgosłupem. Kwestie zdrowotne szczęśliwie nie zaprzepaściły jednak jego kariery na boisku.

ZE ŚLĄSKA DO ŚLĄSKA

W sezonie 1962/1963 Slavia przyjechała na ligowy mecz do Wrocławia. Mimo wygranej Śląska obrońca gości wpadł w oko miejscowym działaczom i trenerowi. I choć przeprowadzka na Oporowską wiązała się z koniecznością założenia, unikanego przez niego wcześniej munduru, przenosin na Dolny Śląsk z pewnością nie żałuje. Jako zawodnik i kapitan wprowadził drużynę do ekstraklasy, w której łącznie rozegrał 80 spotkań. Z uwagi na funkcję pełnioną na boisku, a także wykształcenia, koledzy nazywali go „Profesorem”. A on dostarczał do tego kolejnych powodów. Pełniąc służbę wojskową, a także regularnie występując na boisku, otrzymał zgodę na podjęcie studiów zaocznych na AWF. We Wrocławiu edukacja na tym kierunku była możliwa wyłącznie w trybie dziennym, dlatego dojeżdżał… do Warszawy! Specjalizację z piłki nożnej robił już jednak na Dolnym Śląsku i co ciekawe jednym z jego egzaminatorów był sam Kazimierz Górski.

Władysław Żmuda - 83. urodzinyWładysław Żmuda - 83. urodziny
ŹRÓDŁO: SLASKWROCLAW.PL

Piłkarski dorobek to jedno, ale Władysław Żmuda w historii Śląska zapisał się przede wszystkim jako najwybitniejszy szkoleniowiec w dziejach klubu. Pierwsze kroki na ławce stawiał… jeszcze jako czynny zawodnik, będąc w sezonie 1970/1971 grającym asystentem Słowaka Josefa Stanko. Kiedy po zakończeniu rozgrywek 32-letni Żmuda, któremu coraz bardziej doskwierały problemy zdrowotne, zdecydował się na pożegnanie z boiskiem, również z racji na wykształcenie stał się naturalnym kandydatem na pierwszego trenera. W tej roli doskonale sprawdzał się przez sześć lat, odnosząc niespotykane dotąd sukcesy. Najpierw wprowadził wrocławian do ekstraklasy, żeby już w pierwszym sezonie zająć w niej trzecie miejsce. To dało prawo gry w Pucharze UEFA, w którym niespodziewanie Wojskowi zatrzymali się dopiero w 1/8 finału. Po wyeliminowaniu szwedzkiego GAIS Göteborg i belgijskiego Royalu Antwerp, lepszy okazał się wielki Liverpool FC (2:1 w Polsce i 3:0 w Anglii).

Skrót meczu (bez komentarza)

Pożegnanie z pucharami piłkarze Władysława Żmudy „osłodzili” sobie rozgrywkach krajowych, po raz pierwszy w historii sięgając po Puchar Polski. W wielkim finale pokonali naszpikowaną gwiazdami mielecką Stal 2:0, na czele z Grzegorzem Latą, Henrykiem Kasperczakiem i Janem Domarskim. W zespole z Wrocławia wyróżniali się m.in. zdobywcy bramek Jan Erlich i Zygmunt Garłowski, ale także reprezentacyjny obrońca… Władysław Żmuda, sprowadzony z warszawskiej Gwardii. Zbieżność personaliów trenera i zawodnika dostarczała zresztą wielu zabawnych sytuacji.

Piłkarze Śląska Wrocław przed finałowym meczem ze Stalą Mielec.Piłkarze Śląska Wrocław przed finałowym meczem ze Stalą Mielec.
FOT. PAP

1 maja 1976 roku – historyczny dzień dla Śląska Wrocław. Piłkarze z Oporowskiej pozują z wywalczonym chwilę wcześniej Pucharem Polski.

Jeśli ktoś myślał, że te sukcesy zadowolą Władysława Żmudę i jego piłkarzy, to był w wielkim błędzie. Najpierw wrocławianie przeżyli kolejną, piękną europejską przygodę. W Pucharze Zdobywców Pucharów doszli aż do ćwierćfinału, w którym po bezbramkowym remisie u siebie, ulegli na wyjeździe Napoli 0:2. Później przyszedł kolejny triumf na krajowym podwórku. Tym razem w ligowych zmaganiach, gdzie Śląsk wyprzedził Widzew Łódź i Górnika Zabrze. Mistrzostwo Polski w sezonie 1976/1977 było pierwszym w historii Śląska i jak czas pokazał, na kolejne kibice tego klubu musieli czekać aż 35 lat. Jaka była tajemnica spektakularnych sukcesów, debiutującego przecież na trenerskiej ławce, młodego szkoleniowca?

Zawsze starałem się dużo rozmawiać z zawodnikami. Dla nas gra w pucharach, to była wtedy duża nowość, ale starałem się, by zespół prezentował się dobrze na obu frontach i chyba mogę powiedzieć, że nieźle nam się to udawało, choć to bardzo trudna sprawa. Mówiłem piłkarzom, że nawet jeśli mamy małe szanse, to zawsze jakieś są i trzeba przygotować się jak najlepiej, by spróbować je wykorzystać. Ważny był kontakt nie tylko na linii trener-drużyna, ale też trener-zawodnik. Każdy poszczególny piłkarz musi czuć się ważny i wierzyć w siebie.

Władysław Żmuda
WYPOWIEDŹ DLA SLASKWROCLAW.PL Z 28 MAJA 2021 R.

NOWE WYZWANIA, NOWE SUKCESY

Mimo historycznego osiągnięcia Żmuda czuł, że po wielu latach pobytu we Wrocławiu, przyszedł czas na zmiany. Na jego decyzję bez wątpienia wpłynęła również sytuacja finansowa klubu, która przekładała się nie tylko na jego wynagrodzenie, ale przede wszystkim na brak oczekiwanych wzmocnień zespołu. Tym samym po doprowadzeniu Śląska na sam szczyt, zdecydował się na odejście i powrót w rodzinne strony. Lat spędzonych w Górniku i GKS-ie Katowice nie mógł już jednak zaliczyć do udanych (m.in. z klubem z Zabrza spadł z ekstraklasy, żeby później do niej wrócić). Jednak to wszystko doprowadziło go do miejsca, w którym znów był w stanie wspiąć się na szczyt – do Łodzi. Widzew przejął w takim samym momencie, w którym zostawił Śląsk – tuż po wywalczeniu pierwszego, historycznego mistrzostwa Polski. Ludwik Sobolewski po rozstaniu z charakternym Jackiem Machcińskim, szukał trenera. I jak czas pokazał – po raz kolejny intuicja nie zawiodła legendarnego prezesa klubu z Alei Armii Czerwonej.

Władysław Żmuda - 83. urodziny

Zespół, który wtedy zastałem w Łodzi, grał świetnie z kontrataków, natomiast atak pozycyjny kulał. Postanowiłem wprowadzić więc te treningi. Po jakimś czasie usłyszałem od zawodników: „Panie trenerze, daj nam pan spokój! To jest za trudne!” – ale z czasem widać było, że swego rodzaju automatyzm zaczął działać. (...) Na początku przedstawiłem im moją filozofię, która opierała się na dyscyplinie. To miało być na pierwszym miejscu. Tadziu (Tadeusz Gapiński – asystent trenera Żmudy – przyp. red.) powiedział mi, że będę miał ugór z zawodnikami. Niektórzy nie umieli się zachować – klęli, wyzywali, palili papierosy, pili piwo. Byłem przerażony. Wdrożyłem natychmiast dyscyplinę poprzez zakazy i kary za np. spóźnienia. Z niektórymi toczyłem walkę na tym polu. Boniek mi pomagał. Przychodził do mnie, mówiąc w stylu: „Panie trenerze, zgadzam się z panem, ale…”. On też musiał trzymać z drużyną z drugiej strony.

Władysław Żmuda
WYPOWIEDŹ DLA WIDZEW.COM Z 29 WRZEŚNIA 2017 R.

O tym, że trenerowi Żmudzie, mimo twardych zasad, udało się znaleźć wspólny język z zawodnikami, najlepiej świadczą wyniki. Nie tylko te osiągnięte na krajowym podwórku (przez trzy lata pracy wywalczył mistrzostwo i dwa wicemistrzostwa Polski), ale przede wszystkim na europejskiej arenie. Puchar Europy w sezonie 1982/1983 z udziałem Widzewa, przyniósł jeden z największych sukcesów w historii polskiej piłki. Łodzianie przebojem wdarli się do półfinału, w pokonanym polu zostawiając takie kluby jak Hibernians FC (4:1 i 3:1), Rapid Wiedeń (1:2 i 5:3) i przede wszystkim Liverpool FC (2:0 i 2:3). Szkoleniowcowi udał się więc osobisty rewanż na zespole z miasta Beatelsów. A o poziomie prezentowanym przez jego podopiecznych najlepiej świadczy owacja na stojąco, jaką po wyeliminowaniu mistrzów Anglii, zgotowali łodzianom fani The Reds na stadionie Anfield.

Kibice na Anfield oklaskują piłkarzy Widzewa

I choć ostatecznie Widzewowi nie udało się sięgnąć po Puchar Europy (w półfinale lepszy okazał się Juventus Turyn Zbigniewa Bońka i Michela Platiniego – łodzianie przegrali 0:2 we Włoszech, mecz w Łodzi zakończył się remisem 2:2), to z dzisiejszej perspektywy, takie wyniki polskich zespołów w konfrontacji z europejską czołówką są nieosiągalne. I choć Żmuda ma świadomość ogromnych osiągnięć prowadzonych przez siebie drużyn, po latach wciąż wraca do tamtych dni i analizuje co można było zrobić jeszcze lepiej.

Czasami przeglądam te papiery, dochodzę do refleksji, że pewne rzeczy mogłem zrobić inaczej i mówię sobie: „Ale ty byłeś głupi”. Gdy mieliśmy grać z Liverpoolem zastanawiałem się, co mogliśmy zrobić, by pokonać Anglików. Podczas zgrupowania w Wałczu mocno pracowaliśmy nad dynamiką i motoryką. Nie musieliśmy skupiać się nad wytrzymałością, bo poprzedni trenerzy kładli na to duży nacisk. Staraliśmy się przeanalizować jak największą liczbę meczów rywali i samemu zagrać jak najwięcej spotkań, by wprowadzić zmiany we własnym stylu gry. Bardzo ważna była też psychika. Wizyta u Ojca Świętego Jana Pawła II podbudowała zawodników, którzy uwierzyli, że nie przegrają z Liverpoolem.

Władysław Żmuda
WYPOWIEDŹ DLA WIDZEW.COM Z 28 GRUDNIA 2020 R.
Władysław Żmuda i Bronisław WaligóraWładysław Żmuda i Bronisław Waligóra
FOT. CYFRASPORT

Władysław Żmuda jest jedną z największych legend Widzewa. Na zdjęciu obok swojego następcy na ławce klubu z Łodzi – Bronisława Waligóry, na stadionie przy Alei Piłsudskiego (8 września 2017 roku).

DAĆ JAK NAJWIĘCEJ

Po pożegnaniu z Łodzią w 1984 roku, kariera trenerska Władysława Żmudy trwała jeszcze dekadę. W tym czasie pracował w Ruchu Chorzów, ponownie w GKS-ie Katowice (dwa srebrne medale w ekstraklasie) i tunezyjskim Espérance Tunis, z którym wywalczył mistrzostwo i puchar kraju. Po powrocie do Polski znów związał się z Widzewem, żeby później krótko pracować w sztabie reprezentacji Polski (w trzech meczach w roli selekcjonera Lesława Ćmikiewicza w 1993 roku) i karierę trenerską zakończyć w Polonii Bytom. Mimo coraz bardziej dostojnego wieku, cały czas pozostaje aktywny w piłkarskim środowisku. A swoją wiedzę i doświadczenie przekazuje innym, m.in. od końca lat 80. współpracując z Akademią Wychowania Fizycznego w Katowicach. 

Władysław Żmuda książkaWładysław Żmuda książka

Władysław Żmuda swoją wiedzą dzieli się m.in. w książce napisanej wspólnie z Antonim Pichniczkiem i Zbigniewem Witkowskim.

Co ciekawe, poza piłkarskimi opracowaniami, Władysław Żmuda zajmuje się również… pisaniem wierszy! A jak tylko czas i zdrowie pozwalają, chętnie korzysta również z zaproszeń „swoich” klubów i zjawia się na stadionach w Łodzi i we Wrocławiu. Po powrocie Widzewa do ekstraklasy w sezonie 2021/2022, stawką rywalizacji ukochanych zespołów trenera, znów jest mistrzostwo kraju.