Jeśli ktoś chciałby wskazać wśród polskich piłkarzy tych, którzy w ostatnim dwudziestoleciu mogli osiągnąć więcej, z pewnością wymieniłby jego. Choć początki nie były spektakularne. W ekstraklasie zadebiutował jako 18-latek, ale jego kariera zaczęła nabierać tempa pięć lat później. Awans do ekstraklasy i efektowne występy w najwyższej klasie rozgrywkowej w barwach GKS-u Bełchatów, powołanie, debiut i od razu gol w reprezentacji Polski, transfer do jednej z najsilniejszych europejskich lig i... rozczarowanie. Radosław Matusiak, były piłkarz włoskiego Palermo i holenderskiego Heerenveen, w Nowy Rok świętuje 41. urodziny.
Zaczynał w rodzinnej Łodzi. Najpierw w Widzewie, ale pierwszą szansę w seniorskiej piłce dostał w Łódzkim Klubie Sportowym. To właśnie w jego barwach zadebiutował w ekstraklasie. Miejsca w drużynie z Al. Unii długo jednak nie zagrzał. W najwyższej klasie rozgrywkowej występował także w Szczakowiance Jaworzno i Wiśle Płock. Nigdzie nie odegrał jednak pierwszoplanowej roli. Mijały kolejne lata, a nic nie zapowiadało eksplozji talentu zawodnika. Z pewnością miały na to wpływ również sprawy pozaboiskowe. Wszystko zmieniło się po przenosinach do Bełchatowa. Najpierw w sezonie 2004/05 z GKS-em awansował do ekstraklasy. Później już w najwyższej klasie rozgrywkowej zaczął seryjnie zdobywać bramki dla Brunatnych. Duża w tym zasługa Oresta Lenczyka, który objął drużynę zagrożoną spadkiem. Doświadczony szkoleniowiec zaufał napastnikowi, a ten odwdzięczał mu się na boisku, stając się jednym z filarów zespołu. Szczególnie w kolejnym sezonie, w którym ekipa z województwa łódzkiego niespodziewanie włączyła się do walki o mistrzostwo Polski.
Przez Bełchatów do reprezentacji. Radosław Matusiak i Łukasz Garguła stanowili o sile GKS-u, który w sezonie 2006/2007 wywalczył wicemistrzostwo Polski. Z największego sukcesu w historii klubu z drużyną cieszył się tylko ten drugi. Matusiak w przerwie zimowej zamienił ekstraklasę na Serie A.
Skuteczność czołowego zawodnika ekstraklasy, który w czterech pierwszych kolejkach sezonu 2006/07 trzykrotnie trafił do bramki rywali, nie mogła ujść uwadze selekcjonera. Leo Beenhakker powołał Matusiaka na eliminacyjny mecz z Serbią w Warszawie. Co więcej, w debiucie postawił na niego już od pierwszej minuty (duet napastników tworzył z gwiazdą Celtiku Glasgow – Maciejem Żurawskim). Na efekty nie musiał długo czekać. Snajper z Bełchatowa otworzył wynik meczu już po pół godzinie gry.
Napastnik wykorzystał swoją szansę. Wciąż brylował też w lidze, dlatego kolejne powołania były formalnością. Najbardziej pamiętną bramkę zdobył w Brukseli. Jego trafienie dało wygraną z Belgią, na którą polscy kibice czekali od mundialu w 1982 roku. W sumie w narodowych barwach Matusiak do siatki trafił siedmiokrotnie.
► ZOBACZ WSZYSTKIE GOLE R. MATUSIAKA W REPREZENTACJI POLSKI
Być może dorobek reprezentacyjny byłby bardziej okazały, gdyby inaczej potoczyła się jego kariera. W styczniu 2007 roku 25-letni zawodnik, wykorzystując swoje „pięć minut”, zdecydował się na zmianę barw klubowych. Za kierunek obrał Serie A, gdzie podpisał 4-letni kontrakt z Palermo. Na Sycylii spędził jednak zaledwie pół roku. Wystąpił w trzech meczach (zadebiutował w starciu z Milanem). Tylko raz wyszedł na boisko w podstawowym składzie i zdobył jedną bramkę (w przegranym 2:3 meczu ze zdegradowanym już Ascoli).
Wyjazd na zachód okazał się bolesnym doświadczeniem. Rundę wiosenną sezonu 2006/2007 polski napastnik głównie spędził na ławce Palermo.
Co nie było zaskoczeniem, napastnik pożegnał słoneczną Italię i szukał szczęścia gdzie indziej. Chcąc zachować szansę na wyjazd na Euro, związał się z Heerenveen. Co ciekawe, 5. klub ligi holenderskiej wykupił Matusiaka z Palermo za 3 miliony euro, czyli o 1,2 miliona więcej niż włoski klub miał zapłacić pół roku (i trzy występy Matusiaka) wcześniej. Decyzję o zmianie barw pochwalił sam selekcjoner, bo to, co w tym momencie było dla piłkarza najważniejsze, to regularne występy. W Eredivisie napastnik grał co prawda częściej, ale podobnie jak w Serie A nie zdołał wywalczyć miejsca w składzie. W efekcie został wypożyczony do Wisły Kraków. Leo Beenhakker wysyłał co prawda Matusiakowi kolejne powołania, ale mimo znalezienia się w szerokiej kadrze na Euro 2008, na turniej finałowy ostatecznie go nie zabrał. Sam piłkarz więcej w reprezentacji Polski już nigdy nie wystąpił.
Do kadry Matusiaka powoływał tylko Leo Beenhakker. Holenderski selekcjoner reprezentacji Polski dawał napastnikowi szanse w eliminacjach Euro 2008 i meczach towarzyskich. W sumie pod jego wodzą koszulkę z orłem na piersi założył 15 razy.
Po powrocie do kraju i rozczarowaniu w reprezentacji Matusiak nigdzie nie zagrzał na dłużej miejsca. Wrócił do Widzewa, grał w Cracovii, na krótko wyjechał do greckiego Asterasu Tripolis. Później znów zakotwiczył przy Piłsudskiego w Łodzi, żeby ostatecznie zakończyć karierę w wieku zaledwie 30 lat. Jego nazwisko po latach pojawiało się jeszcze w negatywnym kontekście. Był jednym z piłkarzy skazanych za udział w procederze korupcyjnym w drugoligowych czasach GKS-u Bełchatów. Długo przed sądem walczył o dobre imię. Jak sam przyznał w rozmowie ze Sport.pl: „Byłem młody, wszyscy się zrzucali, to ja też wrzucałem. Teraz łatwo osądzać, ale nikt nie chciał się wyłamywać w szatni. W efekcie jestem człowiekiem karanym, mam kuratora. To dla mnie straszna rzecz, bo nie czuję się winny”. Mimo tej rysy na piłkarskim życiorysie, Radosława Matusiaka większość kibiców zapamiętała przede wszystkim z aktywności na boisku. Ze skuteczności w ekstraklasie i jego wkładu w historyczny awans na Euro 2008. I z tego, że w powszechnej opinii mógł osiągnąć zdecydowanie więcej.