Jakkolwiek zabawnie to brzmi, właśnie jemu polscy piłkarze zawdzięczają to, że… mogą grać w krótkich spodenkach. Na początku XX wieku w całej Europie panował jeszcze surowy duch epoki wiktoriańskiej, który dziewczętom i chłopcom – nie tylko ze sfer wyższych – nakazywał pokazywać się w miejscach publicznych w stosownym ubraniu. Dotyczyło to również ćwiczeń fizycznych, którym oddawano się zazwyczaj w parkach.
W będącym pod zaborami Krakowie, gdzie dorastał Lustgarten, młodzież płci męskiej miała obowiązek nosić mundurki. Żeby pokopać piłkę, trzeba było wbić się w marynarkę, białą koszulę ze stojącym sztywnym kołnierzem, starannie zaprasowane długie spodnie i lśniące lakierki. I to nawet w najbardziej upalne dni! Każda próba złamania tego nakazu była surowo karana, a chłopców, którzy zrzucali marynary i biegali po Błoniach w samych tylko koszulach, ścigała nie tylko austriacka policja, ale i liczni wśród mieszczan stróże moralności.
Lustgarten, jak inni zakochani w futbolu krakowscy uczniowie, ciągle miał z nimi na pieńku, bo ćwiczyć w mundurku nie chciał. Pewnego dnia postanowił jeszcze bardziej poprawić sobie komfort gry.
– Słuchaj, Staszek, a gdybyśmy tak obcięli sobie spodnie? – zapytał kolegę z boiska Stanisława Szeligowskiego.
– Daj spokój, będzie draka…
– No to zróbmy zakład. Ja stawiam, że za tydzień wszyscy zrobią to samo. Przecież tak grać się nie da.
Następnego dnia pojawił się na treningu w swoich najlepszych wyjściowych spodniach. Z nogawkami tylko do kolan. Został spisany przez żandarmów, usłyszał kilka niemiłych słów od starszych pań, które przechadzały się po Błoniach z parasolkami, ale jego bunt był jak lawina. Niedługo potem w Krakowie nie widziało się już piłkarza w austriackim mundurku.